Opublikowany w zeszłym tygodniu przez agencję prasową Bloomberg ranking 15 najgorzej rokujących gospodarek świata wywołał spore kontrowersje w Kolumbii. Kraj został umieszczony w nim na 12. miejscu, a w klasyfikacji znalazły się jeszcze 3 kraje regionu – Wenezuela (1.), Argentyna (2.) i Brazylia (13.).
Obecność Kolumbii w rankingu może dziwić – brytyjski The Telegraph w jednym z ostatnich artykułów ocenił bowiem, że kraj ma szansę stać się w najbliższym czasie liderem Ameryki Łacińskiej. Okryta przez wiele lat złą sławą ojczyzna Pablo Escobara rzeczywiście ma duży potencjał – do kolumbijskiej klasy średniej należy już około 30 % społeczeństwa (w 2002 r. było to zaledwie 16%), a poziom ubóstwa spadł w ostatniej dekadzie z 50% do mniej niż 30%. Według danych, w 2014 r. wzrost gospodarczy ocenia się w Kolumbii na 4,8%, natomiast inflację na 3,8%. Dla porównania, w sąsiedniej Brazylii i Wenezueli, wynosi ona odpowiednio 7% i prawie 70%.
Jak więc wytłumaczyć tak słaby wynik w klasyfikacji Bloomberga? Specjaliści z Cato Institute, który w swoim rankingu oprócz bezrobocia i inflacji uwzględnia również wysokość stóp procentowych, oceniają, że Kolumbia rzeczywiście zajmuje 12. pozycję wśród najsłabiej rokujących gospodarek, ale w skali Ameryki Łacińskiej. W rankingu światowym, wśród 108 sklasyfikowanych przez Cato Institute państw, ten południowoamerykański kraj znalazł się natomiast na miejscu 50.
Kolumbijski minister gospodarki, Mauricio Cárdenas, uznał 12. miejsce w rankingu za żenujące. Zaznaczył on jednak, że klasyfikację należy traktować z przymrużeniem oka. Nie uwzględnia ona bowiem wielu innych krajów latynoamerykańskich czy afrykańskich i porównuje Kolumbię z wysokorozwiniętymi państwami Europy. Cárdenas ocenił publikację jako niekompletną i “dziwną na tak poważne źródło, jakim jest Bloomberg”.