Pani, u której mieszkam, uważa, że jej rodzina jest typowa. Piszę „pani”, ponieważ to zdecydowanie ona, a nie jej mąż, panuje nad domem i lokatorami. Podobno mężowie tutaj raczej nie zajmują się takimi sprawami, więc domowniczki były wyraźnie zdziwione, gdy zaproponowałem pomoc w kuchni. Gospodyni ma na imię Nancy. To ciekawe, że w Chile imiona anglojęzyczne są dość popularne. Od 36 lat żyje ze swoim mężem Manuelem, oboje mają niespełna 60 lat. Chociaż mają dwójkę dzieci, bardzo dziwi ją, że w Polsce raczej rzadko ma się ich więcej. Pod jednym adresem, za jedną bramą, mieszczą się tutaj cztery domy. W pierwszym mieszka córka (Ximena), w następnym ciotka, w kolejnym chyba dwoje lokatorów, a w ostatnim Nancy z Manuelem, jakąś panią z ich rodziny lub przyjaciółką, ja i jeszcze dwóch lokatorów. Łącznie mają sześć psów i pięć kotów (albo odwrotnie).
Pierwszą z ciekawostek, z którymi spotkałem się w tym domu, były tragaluces, czyli okna w suficie. Zamiast okna w ścianie jest dziura w suficie wypełniona szybą. Rzeczywiście ze swojej roli, czyli wpuszczania światła, wywiązuje się znakomicie, ale ma dwie poważne wady. Po pierwsze się nie otwiera, a po drugie nie da się jej zasłonić (a przynajmniej nikt o tym dotychczas nie pomyślał). Dziwię się, że tak mocne światło nie przeszkadza Chilijczykom w długim spaniu, w którym zdecydowanie się lubują.
Co do typowości, to Nancy jest bardzo gościnna i opiekuńcza i wygląda na to, że ma rację, że te cechy są w Chile bardzo częste. Powtarza też, że Chilijczycy są wspaniali i rzeczywiście na razie spotykam się cały czas z serdecznością i bezpośredniością. Poza tym Nancy jest niska i widać po niej mapuczańskie korzenie. Sama zresztą powiedziała już dwa razy żartem przy okazji rozmów o braku ogrzewania, że „wciąż jesteśmy w połowie Indianami”.
Chilijczycy wydają się być nacją dumną z siebie i swojego kraju, chociaż bardzo lubią narzekać. Gdy Ximena pokazywała mi wina w supermarkecie, wszystkie były chilijskie i podobno wszystkie wyśmienite. Nawet gdy przeszliśmy do tych najtańszych, powiedziała, że to są te tanie i kiepskie, ale i tak bardzo dobre. Za ciekawy powód do dumy można uznać carabineros, czyli policjantów (i policjantki). Nancy poradziła mi, że zawsze mogę poprosić ich o pomoc, np. pytając o drogę. Rzeczywiście pomagają chętnie i uprzejmie. Poza tym często można ich spotkać na ulicy. Widziałem nawet badania, według których policja jest instytucją darzoną największym zaufaniem. Wyprzedza armię i Kościół.
Co do narzekania, to już w pierwszym tygodniu zauważyłem, że w znacznej części jego powody są takie same jak w Polsce. Przede wszystkim dotyczą polityki. Nancy ma do niej specyficzny stosunek, ale nie powiem, że niespotykany w Polsce. Przede wszystkim nie zamierza głosować, bo polityka ją brzydzi. Poza tym uważa, że komuniści to zaraza, a za komunistów uważa całą lewicę. Do tego zgodnie z mężem mówią, że Pinochet uratował im życie, bo w Chile byłoby teraz jak na Kubie. Dziwi mnie trochę, że skoro żywi taką niechęć do lewicy, nie chce głosować na prawicę. Dodam, że właściwie innego wyboru nie ma, bo scena polityczna jest przed wyborami podzielona na koalicję lewicową (Bachelet) i prawicową (związaną z dotychczasowym prezydentem Piñerą). Poza tym Nancy twierdzi, że wszyscy politycy to złodzieje i oszuści. Co ciekawe, najczęściej w tym kontekście pojawia się Cristina Kirchner, czyli prezydent Argentyny (vieja ladrona – stara złodziejka).
Co do Argentyny, przyjechałem tu z przekonaniem, że Chilijczycy nienawidzą Argentyńczyków. I rzeczywiście raczej się z tym nie kryją. Zdziwiło mnie, że usłyszałem w typowym chilijskim domu muzykę Piazzolli. Okazało się, że owszem, nie lubią Argentyńczyków, ale muzyka jest uniwersalna i kto by się przejmował historycznymi urazami przy wyborze płyty do obiadu. Innym razem usłyszałem graną przez pianistę znajomą melodię, którą po chwili zastanowienia zidentyfikowałem jako ukraińską kolędę – Szczedryk. Następnym numerem na płycie była Cicha noc. Widocznie słuchanie kolęd w lipcu nie jest tu niczym dziwnym.
Wracając do narzekań – kolejnym polem jest służba zdrowia. Ale znacznie chętniej Nancy narzeka na Kościół katolicki. Że jak trzeba księdza w szpitalu, to go akurat nie ma; że duchowni za wszystko biorą pieniądze; że miejsca na cmentarzach drogie. A w ogóle katolicy to „pedofile i hipokryci”. Sama jest niewierząca. Dodam, że spotkałem się tutaj z dużą różnorodnością ciekawych, chrześcijańskich świątyń innych obrządków, którym z pewnością poświęcę osobny wpis urozmaicony zdjęciami. Kościołów katolickich jest raczej niewiele, mimo że według statystyk większość Chilijczyków to katolicy.
W typowym chilijskim domu narzeka się też na imigrantów. Według Manuela, na północy ma być podobno tylko 20% Chilijczyków. Plaza de Armas, przy którym znajduje się katedra, nazywany jest Plaza de Perú, bo „jest tam tylu Peruwiańczyków, że właściwie go sobie przywłaszczyli”. Poza tym Boliwijczycy są strasznie biedni i się nie myją. Nie przeszkadza to Chilijczykom traktować gringos z dużą serdecznością, ale być może dotyczy ona tylko turystów.
Przeprowadziliśmy już kilka rozmów o znajomości Europejczyków Ameryki i tego, co wiedzą Chilijczycy o Polsce. Ci, których pytałem, wiedzą właściwie tylko o Papieżu i pytają, czy wciąż jest u nas komunizm i czy Polska była częścią ZSRR. Gdy powiedziałem, że w Polsce hiszpański jest coraz bardziej popularny, usłyszałem odpowiedź: „O, to tak jak u nas angielski”. I rzeczywiście nauka języków nie jest tu powszechna, a poziom angielskiego raczej słaby.
Zakończę jednym z zabawniejszych chilijskich wynalazków kulturowych. Otóż Nancy otrzymuje od swojego syna pensję za opiekę nad wnukiem. Podobno nalegał, żeby jej płacić i w ten sposób wszyscy są szczęśliwi. On, bo ma opiekunkę na pełen etat (od 9 do 17) za pół ceny i żyje w zgodzie ze swoim sumieniem, a ona, bo „płacą jej za to, co i tak sprawia jej przyjemność”. Myślałem, że to tylko taki ich rodzinny, specyficzny układ, ale gdy Nancy rozmawiała ze swoją daleką kuzynką, usłyszałem, że ona też zarabia, opiekując się wnukami.
W najbliższych planach mam wpisy o chilijskim jedzeniu, języku i tekst uzupełniający pierwsze wrażenia.
Fajny artykul. Dziekuje .
Zapomnialam dodac, prosze o wiecej.