5. Kolumbijski uniwersytet, cz. II – przedmioty i metody dydaktyczne

Moją uwagę zwróciło zwłaszcza podobieństwo organizacji zajęć z ekonomii na PUJ i UW. Tutaj również przedmioty są prowadzone w kilku grupach równolegle przez kilku prowadzących, ze wspólnymi kolokwiami w dodatkowych terminach. Poza tym ocena końcowa ustalona jest jako średnia ważona licznych ocen zdobywanych przez cały semestr. Każdy procent oceny jest dobrze zaplanowany, np. kartkówki mają wagę 3%, dwa pierwsze kolokwia po 20%, egzamin 30% itd. Istotną różnicą jest natomiast konieczność czytania ok. 50-100 stron tygodniowo. Być może wynika to ze specyfiki przedmiotu – gospodarki kolumbijskiej, który jest bardziej opisowy, niż większość przedmiotów na ekonomii. Niestety poziom zajęć jest żenujący. Podobno przedmiot ten jest przeznaczony dla studentów trzeciego roku. Mimo to, co tydzień wyjaśniamy na przykład, czym różni się deprecjacja od aprecjacji.

Znakomity jest natomiast poziom na obu przedmiotach antropologicznych, które wybrałem – problemach Kolumbii oraz politykach tożsamości i wielokulturowości. Widać zaangażowanie, zainteresowanie, a czasem nawet doświadczenie zawodowe studentów. Poza tym młodzi prowadzący imponują wiedzą.

Ostatni przedmiot to folklor kolumbijski, który jest czymś w rodzaju warszawskiego OGUN-a (przedmiotu ogólnouniwersyteckiego – przygotowywanego przez jeden z wydziałów, ale dostępnego dla wszystkich studentów). W związku z tym jest prowadzony dość luźno, a i studenci traktują go mniej poważnie. Jest za to bardzo przyjemny, zwłaszcza dzięki pani profesor, która już na drugich zajęciach poprosiła mnie o przygotowanie prezentacji o polskich strojach ludowych. Jest ona dla mnie niemal wzorem prowadzącej – stwierdziła na przykład, że uwielbia dostawać od nas maile, bo czuje się wtedy ważna.

Spotkałem się z kilkoma ciekawymi metodami dydaktycznymi. Poza wymienionymi drobiazgowym ocenianiem wszystkiego i prezentacjami luźno związanymi z tematem są to na przykład debaty. Na przedmiocie „problemy kolumbijskie” co tydzień omawiamy jeden z problemów. Jest 10 debat i zostaliśmy podzieleni na 10 grup. W każdej debacie jedna grupa prezentuje temat, dwie grupy są za postawioną przez nią tezą, a dwie przeciw. Każda grupa musi raz zaprezentować temat, dwa razy wystąpić przeciw i dwa razy za. Powiedzmy, że wychodzi to średnio, bo przy ocenie brana jest przede wszystkim pod uwagę znajomość lektur, ale na pewno system można dopracować i dostosować do własnych potrzeb.

Drugą ciekawostką jest wybieranie co tydzień jednego ze studentów do przygotowania szczegółowych notatek z zajęć (hiszp. relatoría). Notatki te są czytane za tydzień, przesyłane do wykładowcy, a następnie po jego poprawkach do wszystkich studentów. Ocena za nie stanowi 20% oceny końcowej, czyli sprawa jest poważna. Mniej ciekawe jest natomiast puszczanie wykładów z Youtube’a. Łatwo zasnąć, przede wszystkim ze względu na względną ciszę i przyciemnienie sali.

Poza przedmiotem ekonomicznym królują eseje. Na jednym z przedmiotów co tydzień trzeba napisać luźny komentarz do każdej z lektur o długości od 1 do 3 stron. Na innym połowę oceny stanowi praca końcowa o objętości od 10 do 15 stron oraz zaprezentowanie jej grupie. Dzięki temu pod koniec semestru czeka mnie tylko jeden większy parcial, czyli kolokwium, w tym przypadku obejmujące również materiał z dwóch wcześniejszych egzaminów częściowych.

W Chile na wszystkich przedmiotach, które wybrałem, połowę grupy stanowili obcokrajowcy. Tutaj natomiast jestem wszędzie jedynym nietutejszym, mimo że osób z wymian jest ponad setka. Budzę przez to wyjątkowe zainteresowanie, co w sumie jest miłe, zwłaszcza, że jestem pytany o polską kulturę, historię czy gospodarkę albo o europejski punkt widzenia. Co ciekawe, skład narodowościowy przyjezdnych jest zupełnie inny niż w Santiago. Tam dominowali Amerykanie. Dużo było też Holendrów i Niemców. Tutaj natomiast jest bardzo wielu Meksykanów i Francuzów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *