Barranquilla – miasto sloganów

Baranquilla Źródło: wikipedia.org
Baranquilla
Źródło: wikipedia.org

Kiedy mowa jest o Kolumbii, w planie podróży znajdują się zazwyczaj takie miejsca jak Bogotá, Medellín, Cartagena de Indias czy Santa Marta. Turystyczną mapę tego kraju tworzą także urokliwe mieścinki – Zipaquirá, Villa de Leyva czy Aracata, w której urodził się i wychował kolumbijski noblista, Gabriel García Márquez. Nie należy pomijać parków: Narodowy Tayrona i Archeologiczny San Agustín to krajowe skarby naturalne i kulturowe. Czasami jeszcze do tej czołówki dorzuca się karnawał… Carnaval de Barranquilla. Quien lo vive, es quien lo goza – „Kto w nim uczestniczy, ten doświadcza, czym tak naprawdę jest dobra zabawa” – moglibyśmy luźno przetłumaczyć. To pierwsze i jedno z najważniejszych sloganów nieodłącznie towarzyszących miastu. Ale czy Barranquilla faktycznie nie ma nic więcej do zaoferowania? Dlaczego o niej nie słyszymy?

Na początek garstka faktów, realnego, encyklopedycznego, zimnego spojrzenia Polaka. Barranquilla to czwarte co do wielkości miasto Kolumbii (po Bogocie, Medellín i Cali), liczbą mieszkańców zbliżone do Warszawy – ok. 1 700 000 osób. Jest najważniejszym miastem industrialnym i portowym kraju. Położona na terenach pagórkowatych, które w porach deszczowych są powodem tworzenia się potężnych strumieni zalewających ulice i niszczących samochody, busy i resztę komunikacji ulicznej. Znajdująca się bardzo blisko Morza Karaibskiego, jednak nie posiadająca plaż. Przemysł miasta ściśle związany jest natomiast z jedną z najważniejszych rzek Kolumbii – Magdaleną. Klimat tropikalny, o średniej temperaturze 27,4oC, podzielony na dwie pory deszczowe i dwie suche. Zabudowa raczej niska, w znacznej mierze domy jednorodzinne, z wyjątkiem stref blokowisk, zazwyczaj na obrzeżach. Silny podział na dobre i bogate dzielnice północne oraz biedne i niebezpieczne południowe. Raz na rok, w ostatnie dni karnawału, ulice miasta zamieniają się w jedną wielką fiestę… „Drugi karnawał po Rio de Janeiro!” – reklamują biura podróży.

Natknęłam się na wiele opinii podróżników, którzy, widząc już pewnie w życiu wiele pięknych i unikatowych miejsc, stwierdzali, że w Barranquilli nic godnego uwagi nie ma. Z kolei brytyjski podróżnik Mark Mann w swojej książce „Szlakiem Gringo” opisuje z dużą dozą drwiny swoje rozczarowanie defiladami karnawałowymi, które w kiczowatych strojach i z niewielkim entuzjazmem maszerują przez ulice… Założony ok. 1630 roku port Barrancas de San Nicolás, który w 1813 roku zdobywa prawa miejskie jako Barranquilla, faktycznie nie ma co konkurować z kwitnącą w zabytki kolonialne Cartageną. Nie znaczy to jednak, że jest miejscem nieciekawym. Może pochwalić się na przykład Muzeum Karaibów (Museo del Caribe), Casa del Carnaval, dzięki której zrozumiemy prześmiewczy charakter karnawału, Kościół św. Mikołaja z Tolentino (Iglesia de San Nicolás de Tolentino) czy restauracją La Cueva, w której spotykała się tak zwana Grupa z Barranquilli (Grupo de Barranquilla) – piątka młodych entuzjastów literatury, wśród których był również Márquez.

Plaza San Nicolás Źródło: wikipedia.org
Plaza San Nicolás
Źródło: wikipedia.org

Na suchym wyliczeniu miejsc wartych zobaczenia nie możemy się jednak zatrzymać. Do miasta Barranquilla przypiętych jest bowiem wiele etykiet, sloganów. Gdy ktoś się nam przedstawia, mówi, że jest z Barranquilli – miasta Shakiry. Prawdopodobnie największa duma miasta ma na jego obrzeżach swój pomnik, stalowy i bardzo popisany. Drugie najważniejsze skojarzenie zakodowane. Pora na kolejne.

Spójrzmy w statystyki. Badania opinii społecznej przeprowadzone przez Instytut Gallusa na 2013 rok wykazały, że Kolumbia jest najszczęśliwszym krajem na świecie (pokonując Malezję, Brazylię czy Arabię Saudyjską, nie wspominając nawet o Polsce – 47. miejsce), a pośród kolumbijskich ankietowanych to właśnie mieszkańcy Barranquilli emanują szczęściem najbardziej. El mejor vividero del mundo – „Najlepsze miejsce do życia na świecie” – mówią o swojej karaibskiej stolicy.

Kto już raz tam pojedzie i owszem, doceni i pokocha ten kawałek kolumbijskiej ziemi, ten z pewnością powtórzy za Joe Arroyo, kolejną sławą, tym razem salsy tropikalnej, że „en Barranquilla me quedo” („zostaję w Barranquilli”). Doprawdy, ilość piosenek opiewających piękno i status tego miasta jest niepoliczalna i idzie trochę w sprzeczności ze wspomnianymi już recenzjami ludzi z zewnątrz na jego temat, których też jest co nie miara.

Barranquilla Źródło: http://www.cartagena-indias.com
Barranquilla
Źródło: http://www.cartagena-indias.com

Jaki można z tego wyciągnąć wniosek? Analizując krok po kroku Barranquillę, co i rusz ujawniają się kolejne kontrasty i sprzeczności. Obiektywna, często negatywna opinia odwiedzających stawia czoła bezkrytycznemu patriotyzmowi lokalnemu uwielbiającemu przemysłową metropolię. Ale nikt, kto przybywa do tego miasta nie zwraca uwagi na szyld oznajmiający: „Barranquilla. Aquí lo tiene todo” – „Barranquilla. Tutaj, człowieku, jest wszystko”, po raz kolejny pozwalając sobie na luźne i dowcipne tłumaczenie. I mój, i twój punkt widzenia też.

Magda Borowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *