16. Makiełki w Chile

DSCN2397
Tytułowe bohaterki artykułu

Swoje przygotowania do świąt zacząłem od poszukiwania maku. Postanowiłem zrobić sobie makiełki. Okazało się jednak, że to nie takie proste jak w Polsce. Mak można dostać jedynie w formie suchych ziaren. O mielonej masie w puszce można tylko pomarzyć. We wszystkich sklepach byłem traktowany tak, jakbym chciał kupić opium. Na szczęście gotową, pyszną masę dostałem od pana Arturo Kurasza, w którego kawiarni El Condi przygotowuje się makowce na zamówienie. Jestem mu więc niezwykle wdzięczny, bo makiełki udały się wspaniale!

Świątecznej atmosfery raczej nie odczułem. Jednak różnica między śniegiem a trzydziestostopniowym upałem jest zbyt duża. Co więcej, nie odczułem nawet, podobno wszechobecnej, komercji. Żaliła się na nią na Facebooku jedna z moich znajomych, przy okazji zauważając, że dekorowanie choinek wełną, mającą przypominać śnieg jest w Chile trochę nie na miejscu.

O samych świętach się nie rozpiszę, bo w moim domu właściwie w tym roku ich nie obchodzono. Jedyną świąteczną potrawą, której miałem okazję skosztować, była cola de mono. Trudno było też natknąć się na jakieś oznaki świąt w telewizji. W najlepszym czasie puszczano np. siódmą część „Harry’ego Pottera”, a jedna ze stacji reklamowała się hasłem „NocheSinPaz”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *