Jak pisałam w pierwszej części artykułu, lokalnym bohaterem w Guanajuato jest Pípila, który stale czuwa nad miastem. Jego statua widoczna jest z centralnego placu, ale niewątpliwą atrakcją jest wizyta u jej podnóża. Znajduje się ona bowiem na górującym nad miastem tarasie widokowym, z którego podziwiać można jeden z najlepszych widoków na Guanajuato. Na taras można się dostać piechotą lub – wybierając wariant dla trochę bardziej leniwych – kolejką linową. Dotarłszy, możemy już tylko podziwiać niesamowitą panoramę miasta. Wielobarwne, charakterystyczne dla architektury kolonialnej budynki układają się w piękną mozaikę rozciągniętą na przestrzeni całego wąwozu.
Podczas pobytu w Guanajuato grzechem byłoby nie wybrać się na callejoneadę. Tradycja wieczornych spacerów połączonych z biesiadowaniem jest w mieście bardzo popularna. W wydarzeniu uczestniczy grupa muzyków (od kilku do kilkunastu) ubranych w typowe stroje hiszpańskich dudziarzy. Gdy przed kościołem przy Jardín de la Unión w centrum miasta zbierze się wystarczająco dużo osób chętnych towarzyszyć muzykom, grupa wyrusza w przechadzkę po wąskich uliczkach Guanajuato. Podczas spaceru zespół gra i śpiewa, co pewien czas zatrzymując się, aby opowiedzieć zebranym jakąś anegdotę lub legendę związaną z Guanajuato. Jedna z nich dotyczy słynnego Callejón del beso. Bohaterami legendy są Ana – piękna dziewczyna z dobrego domu i Carlos – prosty chłopak pracujący w pobliskiej kopalni. Zakochani, ze względu na tak różne pozycje społeczne, muszą trzymać swoją miłość w tajemnicy. Carlosowi udaje się wynająć mały pokój przy wąskiej uliczce naprzeciwko mieszkania dziewczyny. Balkony kochanków dzieli bardzo niewielka odległość, dzięki czemu mogą się spotykać co wieczór. Gdy pewnej nocy ojciec Any przyłapuje ją na pocałunku z Carlosem zabrania jej widywania chłopaka i grozi wysłaniem jej do Hiszpanii. Ana nie zważa jednak na pogróżki ojca i nadal co noc spotyka się z ukochanym, aby ze swojego balkonu złożyć na jego ustach pocałunek. Gdy jej ojciec po raz kolejny jest świadkiem spotkania pary, traci cierpliwość i bez większego zastanowienia wbija sztylet w plecy córki. Zrozpaczony Carlos jest świadkiem śmierci swojej wybranki. Towarzysząc jej w ostatnich chwilach życia trzyma ją za rękę i całuje jej dłoń. Dzisiaj sąsiadujące z Callejón del Beso uliczki zatłoczone są zakochanymi parami, które chcąc zapewnić sobie długotrwałe szczęście w związku, cierpliwie czekają na swoją kolej, aby pocałować się w miejscu, w którym według legendy rozegrała się ta tragiczna historia.
Jako że Guanajuato kojarzone jest często ze złożami złota i srebra, a wydobycie tych kruszców odegrało ważną rolę w rozwoju miasta, ciekawą propozycją jest wizyta w pobliskiej kopalni. W La Valenciana do dziś wydobywa się złoto i srebro. Obecnie są to jednak śladowe ilości w porównaniu z liczbami z XVI wieku, kiedy to srebro pochodzące z La Valenciana stanowiło dwie trzecie wydobycia w całej Nowej Hiszpanii. Mimo to, kopalnię warto odwiedzić. Razem z przewodnikiem, najpewniej byłym górnikiem, zejść można na głębokość ok. 60 metrów, aby zobaczyć na czym polega praca przy wydobyciu cennego kruszcu oraz w jakich warunkach się ona odbywa i przekonać się, że w tej akurat kwestii najprawdopodobniej niewiele się od XVI wieku zmieniło.
Oprócz Cervantesa, Pípili i kopalni, Guanajuato przywodzi również na myśl mumie. W słynnym w skali kraju muzeum można zobaczyć ich ponad sto. Począwszy od drugiej połowy XIX wieku zaczęto zauważać, że specyficzne właściwości tamtejszej gleby sprawiają, że pochowane ciała ulegają mumifikacji. Do oddalonego o kilka kilometrów od centrum muzeum można się dostać autobusem miejskim. Przejażdżka ta (jak zresztą podróż komunikacją miejską chyba w każdym mieście Ameryki Łacińskiej) będzie dla przybysza z Europy z pewnością niezwykle ciekawym, momentami wręcz surrealistycznym przeżyciem. Wracając jednak do muzeum, warto wspomnieć, że jakiś czas temu zostało ono odnowione, a wszystkie mumie zabezpieczono umieszczając je w szklanych gablotach. Nie chcę więc wyobrażać sobie, jak wyglądała wizyta w muzeum przed renowacją, kiedy każdy mógł mumii dotknąć, a według opowiadań, wiele osób decydowało się zabrać ze sobą kawałek ekspozycji na pamiątkę (te przejawy wandalizmu podaje się za jeden z głównych powodów, dla których postanowiono eksponaty oddzielić od zwiedzających szkłem).
Jednym z kryteriów znalezienia się na utworzonej przez meksykańskie Ministerstwo Turystyki liście Pueblos Mágicos jest posiadanie liczby ludności nie większej niż 20 000. Jest to chyba jedyny wymóg, którego Guanajuato nie spełnia, a szkoda, bo zdecydowanie zasługuje na tytuł ‘mágico’. A jeżeli chodzi o życie na prowincji, to w końcu zrozumiałam, co chilangos mieli na myśli. Średni czas oczekiwania na danie w restauracji jest przynajmniej dwa razy dłuższy niż w stolicy, ale w Guanajuato nikt się tym nie przejmuje. Tam czas płynie wolniej.
Agata Dawid