Na początku zaznaczę, że jedzenie, które tu dostaję, jest dość monotonne. Wynika to zapewne ze specyfiki domu, w którym mieszkam, a może i znacząco różnić się w zależności od klasy społecznej. Nie podejmę się opisywania np. owoców, więc niestety odsyłam do Wikipedii, która wie na ich temat trochę więcej.
Od początku pobytu słyszałem, że “ta potrawa jest typowo chilijska”. Pani gospodyni przestała tak mówić, gdy kilka razy usłyszała “o, mamy coś podobnego”. Jedną z typowych chilijskich rzeczy były calzones rotos, które nie różnią się dużo od naszych faworków. “Ale cukrem pudrem na pewno nie posypujecie! – Niestety, posypujemy”. Innym specjałem są sopaipillas (secas i pasadas) bardzo przypominające nasze racuchy. Okazuje się, że te same typowe potrawy można znaleźć na drugim końcu świata.
Zamiast kurczaka jadłem dwa razy smażoną rybę. Obawiam się, że mimo że Chile słynie z łososia, jest on tutaj towarem bardzo luksusowym. Pewnego dnia Nancy zaproponowała, że przygotuje mi do zabrania na uczelnię hamburguesa con arroz (hamburgera z ryżem). Pośmialiśmy się przy tej okazji wzajemnie ze swoich zwyczajów. Powiedziałem, że w Europie raczej nie je się hamburgerów z ryżem ani ziemniaków z ryżem (co też raz dostałem). Okazało się, że pod hamburguesą krył się… kotlet mielony z kurczaka. Widocznie jest to tutaj kulinarna nowinka, skoro trzeba było zaczerpnąć obcą nazwę. Co do ryżu, je się go tu naprawdę dużo. Tak samo, jak w przypadku makaronu, nie polewa się go sosem. Jest on natomiast mieszany na patelni z drobno posiekaną marchewką oraz tłuszczem, na którym wcześniej smażył się czosnek. W Chile je się również dużo roślin strączkowych, przygotowywanych często w formie charquicán – wieloskładnikowej potrawy o konsystencji prawie zupy. Dostałem też tomaticán, czyli pomidory wymieszane z jajkami. Smakują tak, jakby do czeskiej zupy czosnkowej z jajkiem wrzucić pomidory. Zaskoczyła mnie również smażona cebula mieszana z jajkiem, czyli causeo. Niestety do cebuli z kiełbasą mojego dziadka się nie umywała. Pierwszym obiadem, który dostałem, był kurczak z rożna z suchym makaronem. Okazało się, że makaron jest suchy, bo należy polać go sobie keczupem. Kurczaka je się tu kilka razy w tygodniu. Kłóci się to trochę z chilijską dumą z miejscowej wołowiny, która podobno ma być nie gorsza od argentyńskiej. Pierwszy raz wołowinę dostałem dopiero wczoraj. Trudno mi ocenić jej jakość, bo pewnie dużo zależy od tego, jak umie się ją przyrządzić. Oczywiście jadłem ją również z suchym makaronem. Do obiadu je się też sałatę polaną sosem z saszetki lub sokiem z cytryny.
Pierwszym, co dostałem do jedzenia była bułka z domowej roboty marmoladą z alcayoty, czyli dyni figolistnej. Jest tutaj wiele owoców, których w Polsce nie widziałem. Są na przykład zielone banany (do smażenia), pepino dulce (psianka melonowa), membrillo (z którego robi się dulce de membrillo) i chirimoya. O owoce udało mi się też stoczyć gorący spór. Nancy zapytała, jak smakowała mi pomarańcza, którą od niej dostałem. Powiedziałem, że to przecież była mandarynka. Niestety nie mogliśmy dojść w tej sprawie do porozumienia. Rozwiązanie znaleźliśmy w internecie. Według niej naranja clementina, a według mnie klementynka – rodzaj mandarynki, to po prostu skrzyżowanie pomarańczy z mandarynką nie będące ani jedną, ani drugą. Dostałem też wyjętą z ciocinego fartucha pomarańczę prosto z drzewa, które rośnie w ogrodzie. Wracając do bułki, na jakość chleba, która jest problemem w wielu europejskich krajach, nie mogę narzekać. Drugim posiłkiem pierwszego dnia była huma, czyli kukurydziana papka zawinięta w liść.
Na ulicy można zjeść np. completo, czyli hot-doga kipiącego dodatkami, lub empanadas. Być może to nie dziwne, ale na pewno inne niż w Europie – nie ma kebabów.
Wśród ciastek królują wszelkie odmiany ciastek maślanych. Hitem w marketach i ciastkarniach są torty w plastikowych pudełkach. Są zresztą całkiem dobre i lekkie. Głównym dodatkiem do wszystkich wyrobów cukierniczych jest manjar, czyli kajmak. Robi się z nim biszkoptowe torty i rolady, a nawet rurki lub ciastka bezowe. Moim zdaniem to jednak przesada. Ciekawostką wśród słodyczy jest… popcorn. Tutejsze cabritas to prażona kukurydza przyrządzana na słodko.
Tyle o jedzeniu, teraz o napojach. Pije się oczywiście kawę. Skoro nie piję kawy, to na pewno jestem mormonem. Skoro nie jestem mormonem, to na pewno Polacy nie piją kawy. Chyba po miesiącu udało mi się wytłumaczyć, że to moja osobista fanaberia. Pierwszego dnia zaproponowano mi yerbę. Ucieszyłem się, że spróbuję czegoś tradycyjnego. Niestety dostałem yerbę firmy Lipton w torebce. Poza zwykłą, czarną herbatą pije się bardzo dużo ziół, m.in. miętę, rumianek oraz chilijskie bailahuén i boldo. Nancy, jak prawdziwa babcia, robi też własne kompoty. Ciekawostką dotyczącą napojów są ich opakowania. Można tu kupić np. coca-colę w butelkach o pojemności trzech litrów i jednej trzeciej litra.
Mam pytanie – a co z owocami morza? Jedzą je często? W końcu z taką długością wybrzeża…:)
Nie jadłem i nie widziałem. Może być tak samo jak z łososiem.
Musicie przyjechać na południe 🙂 u nas królują ziemniaki z wołowiną..jeszcze raz wołowiną i jeszcze raz z wołowiną 😉 odkąd jestem w Chile kurczaka jadłam dwa razy 😉 ryb i owoców morza też więcej także nic tylko przyjeżdżać! 🙂
Gulczynku, moze chilijska kuchnia nie jest az tak wyrazista jak np. meksykanska, ale masz jeszcze wiele do odkrycia 🙂 Sprobuj pastel de choclo i pastel de jaivas, idz na Mercado Central (owoce morza!) albo do restauracji z typowym, chilijskim jadlem – Nuria. To tak na poczatek:)
Byłem już na Mercado Central. Nie lubię owoców morza. W jednej z restauracji zdecydowałem się na smażoną rybę. Była zwykłą smażoną rybą.