Potrzebowałam aż tygodnia, żeby ubrać w słowa moje brazylijskie impresje. Bardzo łatwo powiedzieć: “Wieczorem pierwszego dnia napiszę o Brazylii”, trudniej wykonać. Mam jednak nadzieję, że moje wrażenia, zebrane w trakcie niezwykle intensywnego tygodnia spędzonego w dwóch głównych miastach brazylijskich, w miarę wiernie oddadzą atmosferę tego kraju.
Aby dotrzeć z Polski do Brazylii należy lecieć (z przesiadką) od 13 do nawet 22 godzin. Po tak długim czasie nierealny wydaje się tłum ludzi, kłębiący się przy bagażach, celnicy wbijający pieczątkę do paszportów i wielki napis “Seja bem vindo ao Brasil!”. Ja miałam to szczęście, że z lotniska odbierał mnie znajomy, co znacząco zmniejszyło szok kulturowy.
Kiedy przemieszczamy się z kraju do kraju, z jednego kręgu kulturowego do innego, napotykamy na swego rodzaju barierę, oddzielającą nas od zrozumienia miejsca do którego zmierzamy. Nasze spojrzenie na daną kulturę zostało ukształtowane przez media, książki, relacje, filmy i fotografie. Niemożliwe jest więc spojrzenie obiektywne, świeże – uważamy, że coś (lub nawet sporo) wiemy i że wiedza ta MUSI się sprawdzić w praktyce.
Podobnie było ze mną, lecz o tyle gorzej, że ja interesuję się Ameryką Łacińską, a zwłaszcza Brazylią. Tym większa i pewniejsza wydawała się moja wiedza, tym silniejsze było przekonanie o tym, co zastanę na miejscu. Brazylia okazała się czymś zupełnie innym niż się spodziewałam. Czymś zdecydowanie piękniejszym i bardziej fascynującym niż obraz utrwalony w filmach i książkach.
Przede wszystkim, nie sposób mówić o Brazylii jako całości, bo takie coś nie istnieje. Kraj ten jest silnie zróżnicowany pod względem religijnym, kulturowym, kulinarnym, jak i czysto “ludzkim”. Coś, co wyda nam się typowo brazylijskie w Rio Grande do Sul, okaże się mało znane w Fortalezie. Ludzie z Rio de Janeiro zazwyczaj się spóźniają – w stolicy biznesu brazylijskiego, São Paulo, nawet małe spóźnienie jest źle widziane. Potrawy ze stanu Bahia można okazjonalnie spotkać na południu, ale na pewno nie można na ich podstawie oceniać kuchni brazylijskiej. Ze względu na powyższe, nie będę generalizować – jedyne, co mogę przekazać, to refleksje na temat miast, potocznie zwanych RJ i SP.
Po tygodniu spędzonym częściowo w każdym z miast, wciąż nie potrafię zdecydować, do którego z nich bardziej pasuję. Czy jestem przykładem szybko idącego oraz kochającego sztukę, teatr i kulturę wyższą paulistano? A może jestem podobna do typowego carioca, niespiesznie zmierzającego w stronę plaży i podrygującego w rytm muzyki funk? Jeszcze tego nie wiem.