Nie jest tajemnicą, że problem produkcji oraz przemytu narkotyków jest jedną z najbardziej palących kwestii w regionie Ameryki Południowej. Już od kilku dekad kontynent ten przoduje w niechlubnych rankingach światowych producentów środków odurzających – sprzyja temu wiele czynników, wśród których za najistotniejsze można uznać korzystne warunki klimatyczne oraz rozwinięty na szeroką skalę sektor gospodarki nieoficjalnej, działający poza rządową jurysdykcją. Za centrum przemysłu narkotykowego zwykło się uznawać Kolumbię, która od dekad królowała na kontynencie, zostawiając w tyle państwa takie, jak Boliwia, Peru czy Brazylia. Jednak w ostatnich latach trend zaczął się zmieniać, co pokazał między innymi raport dotyczący upraw liści koki i produkcji kokainy w Peru, opublikowany właśnie przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC).
Według tego raportu, w 2012 roku Peru wyprzedziło Kolumbię, jeśli chodzi o powierzchnię upraw liści koki i z ponad 60 tysiącami hektarów pól uprawnych objęło pozycję światowego lidera. Mimo, że w liczbach bezwzględnych powierzchnia ta zmniejszyła się o nieco ponad 3%, problem produkcji koki (a w konsekwencji kokainy) staje się jedną z najbardziej palących kwestii w kraju. Peru jest w trakcie wdrażania strategii mającej na celu likwidację nielegalnych „pól kokainowych”, jednak wysiłki podjęte przez rząd nie dają dużych rezultatów w krótkim terminie i potrzeba kilku lat, aby można było mówić o sukcesie. Tym bardziej, że sąsiednia Kolumbia radzi sobie zdecydowanie lepiej, głównie dzięki przyjętym przez władze agresywnym metodom niszczenia pól uprawnych. W związku z tym, spora część producentów kokainy przerzuciła swoje działania na teren Peru, głównie w rejon Dolnej Amazonki – jest on kluczowy, ponieważ graniczą ze sobą trzy państwa tworzące „trójkąt kokainowy”: Peru, Kolumbia i Brazylia (z tym że ta ostatnia głównie w roli odbiorcy). To przesunięcie, w połączeniu z aktywnością Świetlistego Szlaku sprawia, że stronie rządowej niezwykle trudno jest działać w tamtych okolicach, stąd porażający wzrost powierzchni pól koki o 73%. Ciężka sytuacja panuje też w regionie VRAEM (Valle de los Ríos Apurímac, Ene y Manrato), gdzie kartele narkotykowe przejęły niemal totalną kontrolę nad produkcją, a każdego roku ginie tam kilkunastu policjantów i żołnierzy.
Z przedstawionych przez UNODC danych wynika, że w ubiegłym roku wyprodukowano w Peru 128 739 ton suchych liści koki, z czego zaledwie 9 000 ton przeznaczone było do tradycyjnego, legalnego użycia, natomiast reszta posłużyła do produkcji kokainy oraz jej pochodnych. Kiedyś, większość narkotyków była przemycana drogą lądową, dzięki tzw. „mochileros”, poruszającym się po przygranicznych szlakach albo „burriers” – cudzoziemcom, którzy za wynagrodzeniem zgadzali się na przewóz substancji we własnym ciele. Obecnie większe znaczenie zyskał przewóz morski (kokaina schowana jest w kontenerach pomiędzy innymi towarami) oraz powietrzny (niezarejestrowane samoloty odlatujące z ukrytych w selwie prowizorycznych lotnisk). Władze Peru starają się walczyć z tym procederem dokładniej kontrolując statki oraz niszcząc dzikie lotniska, jednak jest to walka trudna i jak na razie górą są przemytnicy.
Mimo coraz bardziej wyrafinowanych i profesjonalnych metod przemytu, burriers są nadal bardzo istotnym elementem narkotykowej układanki. Niemal w każdym miesiącu świat obiegają informacje o kolejnych osobach zatrzymanych na próbie wywiezienia z Peru kokainy. Najpopularniejszą metodą jest połknięcie plastikowych woreczków z substancją, choć czasami zdarza się, że paczuszki są wciśnięte do walizki. Kara za przemyt wynosi do 15 lat więzienia – nie trzeba chyba wspominać, że peruwiańskie więzienia odbiegają od światowych standardów, są przepełnione i panuje w nich wyjątkowo silna przemoc. Obecnie w Peru odsiaduje swoje wyroki kilkunastu Polaków. Ostatnio bardzo głośny jest przypadek dwóch młodych Brytyjek, Michaeli McCollum Connolly i Melissy Reid, u których znaleziono łącznie 11 kg kokainy wartej 1,7 mln euro. Żadna z nich nie przyznaje się do winy – utrzymują, że wyjechały na Ibizę do pracy, a tam zostały sterroryzowane przez kolumbijskich przemytników i zmuszone do przyjazdu do Peru. Jeśli sąd uzna, że obydwie są winne w równym stopniu, mogą spodziewać się kary 7 lat pozbawienia wolności, trzeba jednak liczyć się z tym, że proces może się rozpocząć nawet za trzy lata, a do tego czasu prawdopodobnie będą zmuszone przebywać w areszcie w Limie.
Co ciekawe, sama konsumpcja narkotyków nie jest tak powszechna. Owszem, trzeba przyznać, że rejestry są prowadzone w sposób niechlujny i nie ma spójnej metodologii badań, jednak w 2012 roku 106 000 Peruwiańczyków wymagało profesjonalnej opieki lekarskiej z powodu uzależnienia od substancji psychoaktywnych. Nie istnieją oficjalne dane dotyczące samego rynku, ale przyjmuje się, że najczęściej pali się marihuanę, a dopiero dalsze miejsca w rankingu zajmują PBC (pasta na bazie liści koki) i kokaina. Dziwi to o tyle, że w kraju, który przoduje w produkcji kokainy i gdzie ceny tego narkotyku są naprawdę niskie, mogłoby się wydawać, że jej spożycie będzie na wysokim poziomie.
UNODC w swoim raporcie podkreśla, że sytuacja w Peru, choć nieznacznie, poprawiła się. Potrzeba jednak jeszcze kilku lat, aby się unormowała i aby znacząco zredukować liczbę nielegalnych plantacji koki. Dane są alarmujące, szczególnie jeśli porównujemy je z tymi pochodzącymi z raportów dotyczących Boliwii i Kolumbii. Przemysł narkotykowy nie znosi próżni, więc logiczne jest, że likwidacja pól uprawnych zmusza mafie do przeniesienia produkcji w inne miejsce, a Peru, ze względu na położenie geograficzne oraz niewydolność władz (szczególnie lokalnych) w walce z przestępczością zorganizowaną, jest do tego idealne.
Kasia Kozioł