1. Pierwsze wrażenia z Chile

Przyjechałem w najzimniejszych dniach roku. Noc z niedzieli na poniedziałek była podobno najmroźniejszą od 50 lat – temperatura wyniosła -8,4°C. Niby nic specjalnego, ale w chilijskich domach nie ma centralnego ogrzewania. Używa się małych piecyków na gaz, nie zamyka drzwi, a czasem i i tak nieszczelnych okien. Jednocześnie Chilijczycy narzekają, że jest im zimno w domu i przepraszają, że trafiłem na taką pogodę. Wynajmuję pokój u tradycyjnej, chilijskiej rodziny. Pod jednym adresem znajduje się kilka domów przypominających altany na ogródku działkowym. Mieszkają w nich córka, kuzynka, siostra i kilku obcych, którzy wynajmują pokoje tak jak ja. Podobno nie jest tutaj dziwne, że pracujący 30-latek mieszka u kogoś obcego w domu. Chilijczycy lubią otaczać się mnóstwem drobiazgów, stąd ściany pokryte są ozdobnymi talerzykami, a na kolanach Buddy stoją aniołki.

Już pierwszego dnia natknąłem się pod uniwersytetem na głośny i kolorowy strajk przeciwko złemu traktowaniu pracowników. Był słyszalny nawet na siedemnastym półpiętrze (ciekawy system liczenia pięter, prawda?). Podobno zdarza się to często.

Kolejną niespodzianką była podróż metrem. Okazało się, że należę do najwyższych jadących nim osób, a widok kobiet niemierzących nawet 1,5 m nie jest niczym dziwnym. Z kolei wchodząc do supermarketu zostałem wyręczony z konieczności spakowania zakupów. Przy każdej kasie stoi specjalny pracownik, którego zadaniem jest jedynie pakowanie.

Niestety aklimatyzacja było dość trudna. Zmiana czasu zeszła się ze zmianą pory roku, przez co zachód słońca następował tylko dwie godziny później niż w Polsce, a zegarek pokazywał aż sześć godzin różnicy. Santiago (przynajmniej zimą) jest raczej nieprzyjaznym miejscem. Jest zimno, szaro i brudno. Budynki wydają się stare, zaniedbane i nieremontowane. Podobno latem „zimno i szaro” zmienia się na „ciepło i zielono”, ale reszta wrażeń pozostaje. Do tego trafiłem na czas, kiedy to najważniejsze miejsca Santiago są zasłonięte w związku z remontami przed zbliżającymi się obchodami dwustulecia niepodległości. Nieprzyjemna jest też obecność psów na ulicy. Są wszędzie w naprawdę olbrzymich ilościach. Podobno kiedyś próbowano z nimi walczyć, ale trudno mi w to uwierzyć, widząc wyłożone tacki z suchą karmą. Co do ulic, ciekawostką jest, że preferuje się tu ruch jednokierunkowy. Nawet osiedlowe drogi mają często dwa pasy skierowane w tę samą stronę.

DSCN0365
Góry za Santiago

Ze względu na mgłę, na widok gór musiałem poczekać kilka dni. Jest imponujący. Na szczęście mamy w naszym języku wiele zwrotów na wyrażenie zaskoczenia i podziwu, które mogłem w myślach wykorzystać. Niestety, żeby w pełni rozkoszować się tym widokiem, trzeba znaleźć się kilka metrów nad poziomem ulicy. Patrząc z dołu, wiele się traci przez gęsto i nisko rozwieszone kable.

W następnych wpisach opowiem więcej o mojej gospodyni, jej poglądach i domu oraz moich pierwszych przygodach na uniwersytecie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *