Wenezuela

41. Wenezuela: od lat 70. XX wieku – nadal; nasilenie działalności zbrojnej grup marksistowskich; kolejne rządy prokomunistyczne – prezydenci (również np. Hugo Chávez), liczba ofiar przekracza 10 tysięcy, nie uwzględniając setek tysięcy osób zmuszonych do emigracji z kraju.

Praktycznie wszystkie rządy i prezydenci Czwartej Republiki Wenezueli do roku 1999 to przedstawiciele dyktatur wojskowych (ultraprawicowych), prawicy, centroprawicy i ewentualnie delikatnej centrolewicy (AD). Mówić o prokomunistycznych prezydentach czy rządach w Wenezueli od lat 70. XX wieku to jakaś kompletna pomyłka. Rafael Caldera, Carlos Andrés Pérez, Luis Herrera Campins i Jaime Lusinchi – wszyscy to przedstawiciele klasycznych partii prokapitalistycznych (i rasistowskich): AD i COPEI. Swoją drogą: partii o sławie dogłębnie skorumpowanych, która to sława – mimo korupcji za czasów Cháveza – przetrwała do dziś. Podczas drugiej prezydentury Carlos Andrés Pérez (tzw. “CAP”) wprowadza w życie zalecenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), czym doprowadza do największego protestu w historii kraju, sławnego „Caracazo” z 1989 roku. Wydarzeń w stolicy nie spowodowały jednak działania „zbrojnych grup marksistowskich”, jak być może chcieliby to widzieć redaktorzy “Polska The Times”, a kwestia dużo prostsza i bardziej dotkliwa dla obywateli – drastyczny wzrost cen, a w szczególności” podwyżka biletów komunikacji miejskiej w Caracas. W pacyfikacji rządowej w obronie dyrektyw neoliberalnych zamordowano 276 osób.

W ramach Paktu z Punto Fijo z 1958 roku centroprawicowa nomenklatura wenezuelska oficjalnie wyrzuca z gry politycznej partię komunistyczną. Paramilitarne grupy marksistowskie owszem, formują się, ale nie są liczne, nie zdobywają szerokiego poparcia społecznego ani nie wpływają na wydarzenia polityczne i społeczne w kraju. Grupy lewicowe są natomiast brutalnie prześladowane przez rząd centralny, pozostający w doskonałych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Dopiero w 1992 roku dochodzi do próby zamachu stanu z ramienia MBR-200, ruchu stworzonego przez Hugo Cháveza. Próba zostaje jednak spacyfikowana. W 1998 roku Hugo Chávez zwycięża w demokratycznych wyborach, a w kwietniu 2002 roku prawicowa opozycja organizuje swoją próbę zamachu stanu, również nieudaną.

Co do 10 tysięcy ofiar – doprawdy nie wiem, skąd wzięła się ta liczba. Może chodzi o ofiary prawicowych dyktatur wenezuelskich z pierwszej połowy XX wieku? Przeciwników politycznych mordowało się w Wenezueli nie tylko za wojskowych: Juana Vicente Gómeza i Marcosa Péreza Jiméneza. Także w czasach demokratycznie wybranych – i prawicowych – rządów zdarzały się „zniknięcia” (hiszp. określenie na osoby poddane “wymuszonym zaginięciom” to desaparecidos – przyp. red.).

O rządach Hugo Cháveza można powiedzieć wiele złego, ale na pewno nie to, że były to rządy krwawe. Dopiero za rządów Nicolása Maduro mamy do czynienia ze śmiercią podczas protestów: w latach 2014-2017 mogło zginąć nawet około 200 osób. Trzeba sobie zadać jednak pytanie: czy rząd Nicolása Maduro to rzeczywiście rząd lewicowy czy już tylko ostatnie podrygi nomenklatury postchávezowskiej, która za wszelką cenę chce utrzymać się u władzy? Podobnie jeśli chodzi o wenezuelskie grupy paramilitarne w rodzaju Tupamaro (nie mylić z urugwajską, nieistniejącą już partyzantką Tupamaros – przyp. red.), które uzyskały pewne poparcie rządu, zwłaszcza po próbie zamachu stanu z 2002 roku: czy chodzi o walkę ideologiczną, czy o zwykły klientelizm? A klientelizm to w Ameryce Łacińskiej praktyka rozpowszechniona tak wśród lewicy, jak wśród prawicy.

Na koniec należałoby dodać pewną uwagę ogólną*. Jeśli mówi się o socjalizmie czy komunizmie w Ameryce Łacińskiej, trzeba koniecznie doprecyzować co najmniej dwie kwestie. Po pierwsze: mówimy o kontynencie, na którym do dziś panują w większym lub mniejszym stopniu stosunki kolonialne. Mówimy o rodzinach, które trwają przy władzy od pokoleń i pochodzą w mniej lub bardziej bezpośredni sposób od dawnych elit kolonialnych, tzw. blancos criollos. Mówimy o ludziach, którzy posiadają nie setki i nie tysiące, a miliony hektarów ziemi z politycznego nadania, w spadku po rodzinie szlacheckiej czy po wymordowaniu lokalnych chłopów przez najemnych zbirów (patrz: oddziały paramilitarne w Kolumbii). Mówimy także o milionach obywateli na głodowych pensjach, bez pracy, o chłopach bez skrawka ziemi, o narodach rdzennych wyrzucanych z ziem przodków, o marginalizacji rasowej i ekonomicznej. Po drugie: jeśli w Ameryce Łacińskiej mówimy o socjalizmie, to chodzi o darmową edukację, służbę zdrowia, o parki narodowe. Innymi słowy: o rzeczach w „prawicowej” Polsce naturalnych i oczywistych. Publikowanie listy oderwanych od rzeczywistości i kontekstu pseudofaktów, tak jak to zrobiła “Polska The Times” można określić tylko słowami takimi jak: nieodpowiedzialne, nierzetelne, kłamliwe, szkodliwe czy po prostu: głupie efekciarstwo.

Czekam na kolejną tego typu listę, tylko z prawicowymi dyktatorami w roli głównej. Zapewniam, że będzie dłuższa i z numerami o wielu zerach w rubryczce „zamordowani”.

*Rozwinięcie myśli na temat socjalizmu można znaleźć w moim artykule-eseju historycznym, który opublikowałem w zeszłym roku w Magazynie Kontakt.

Zainteresowanych Wenezuelą, w tym jej historią polityczną, odsyłamy do książki “Upały, mango i ropa naftowa”.

Autor: Wojciech Ganczarek, autor bloga Fizyk w Podróży

Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons