Wyczekiwany „Niespodziewany”

anahi
Źródło: http://rbdpolonia.com/

Po sukcesie albumu „Mi delirio” w roku 2009 nikt się chyba nie spodziewał, że na kolejny krążek Meksykanki przyjdzie nam poczekać siedem lat. Kiedy zakończyła się trasa koncertowa Go Any Go World Tour, Anahí wróciła do studia, aby pracować nad nową płytą. Chodziły pogłoski, że za produkcję będzie odpowiadać Rock Mafia (w tamtym okresie popularna głównie ze względu na współpracę z Miley Cyrus). W 2012 roku tę atmosferę podgrzewały zdjęcia ze studia, na których była członkini RBD nagrywała z Flo Ridą.

Niestety słuch o albumie zaginął, a Anahí zaczęła spotykać się z Manuelem Valasco, gubernatorem stanu Chiapas. Para ostatecznie stanęła na ślubnym kobiercu 25 kwietnia 2015 roku. Fani zaczęli tracić nadzieję na stały powrót latynoskiej gwiazdy do muzyki ze względu na jej zaangażowanie w politykę i wspieranie męża.

Okazało się, że po dłuższej przerwie Meksykanka jednak wróciła do śpiewania. 3 czerwca ukazała się wyczekiwana płyta, z którą Anahí dotarła na pierwsze miejsca na iTunes w takich krajach jak Brazylia, Peru, Ekwador, Kolumbia, Dominikana oraz oczywiście Meksyk. Niestety album w Polsce jak na razie jest (i pewnie jeszcze przez długi czas będzie) dostępny tylko w wersji mp3.

„Inesperado” (Niespodziewany) składa się z dwunastu utworów:

  1. „Están Ahí” — ukazała się jako pierwsza piosenka z albumu i to ponad rok przed jego premierą. Była prezentem dla fanów za to, że cały czas trwają u boku Anahí. Przyjemny do słuchania utwór pop z osobistym przekazem i chwytliwym refrenem. 6/10
  2. „Juntos en la Oscuridad” — bardzo taneczna piosenka z elementami electro, ale czegoś w niej brakuje. Może zyska przy dłuższym słuchaniu. 5/10
  3. „Temblando” — cover zespołu Hombres G, który uważam za bardzo udany. Głos Anahí jest stworzony do śpiewania rozdzierających serce ballad. Elementy symfoniczne dodają wiele dramatyzmu. Bez problemu można sobie wyobrazić wokalistkę śpiewającą tę piosenkę na żywo razem z wielką orkiestrą. 9/10
  4. „Siempre Tú” — ten utwór to jedna wielka niespodzianka. Jakiś czas temu Anahí dodała zapowiedź piosenki na swój Instagram. Byłam wtedy pewna, że będzie to średnio udana ballada. Myliłam się. Mamy do czynienia ze świetnie poprowadzoną grą ze słuchaczem: od delikatnej zwrotki przechodzimy do wzmacniającego się refrenu, który wręcz porywa do tańca. 7/10
  5. „Me Despido” — pierwsze, co przychodzi mi na myśl, kiedy słucham tej piosenki to cumbia. Faktycznie możemy znaleźć w piosence jej elementy. Kolejny taneczny utwór na ciepłe letnie wieczory. 6/10
  6. „Arena Y Sol” — moja ulubiona. Ta piosenka to po prostu hit na lato. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że nie została singlem. Współpraca z Gente de Zona była naprawdę świetną decyzją. Od tego kawałka nie da się uwolnić. Gitary hipnotyzują, rytm jest obłędny… Czekam, aż pojawi się w Polsce na zajęciach z zumby. 10/10
  7. „Rumba” — pierwszy i do tego bardzo dobrze wybrany singiel. Wisin dodał piosence życia i charakterystycznego dla siebie prawdziwie współczesnego latynoskiego stylu. Energetyczny utwór z łatwym do zapamiętania tekstem. 9/10
  8. „Boom Cha” — kolejny duet, tym razem z Zuzuką Poderosą. Mamy tu do czynienia z ukłonem w stronę wiernych brazylijskich fanów meksykanki. Mieszanka hiszpańsko-portugalsko- angielska byłaby świetną niespodzianką, gdyby pozostała tajemnicą aż do wydania płyty. Niekoniecznie sprawdziła się jako drugi singiel. 8/10
  9. „Amnesia” — początkowo również tytuł płyty, który z czasem zmieniono. Jeżeli chodzi o kunszt muzyczny, można ją uznać za najlepszą piosenkę Anahí. Nic w tym dziwnego, skoro stworzył ją Noel Schajris odpowiedzialny za takie hity, jak między innymi „Alérgico”. Ten utwór jest po prostu perfekcyjny. Nie mogę się przyczepić ani do linii melodycznej, która jest idealna, ani do pięknego tekstu. Kilka tygodni temu został ogłoszony czwartym singlem. Czekamy na teledysk. 10/10
  10. „La Puerta de Alcalá” — drugi cover na płycie oraz kolejny duet; tym razem z hiszpańskim piosenkarzem Davidem Bustamante. Wśród wielu fanów piosenka jest uznawana za jedną z najlepszych na albumie, ale ja potrzebowałam trochę czasu, żeby się do niej przekonać. Wciąż uważam, że przyjemnie się tego słucha i to wszystko. Nie wzbudza we mnie niestety żadnych głębszych emocji. 6/10
  11. „Eres” — trzeci singiel i znowu duet. Julión Álvarez jest znany z tworzenia typowej regionalnej, meksykańskiej muzyki i posiada bardzo charakterystyczny głos, który nie wszystkim się spodoba. Utwór jest muzycznie bardzo prosty, ale ma piękny tekst. Towarzyszą mi tutaj podobne odczucia jak przy „Boom Cha” — dobra piosenka, ale nie na singiel. 7/10
  12. „Inesperado” — ostatni utwór na albumie o tym samym tytule. Opowiada o pojawieniu się kogoś w naszym życiu, kto nagle staje nam się bliski. Myślę, że jest to również przesłaniem całej płyty; to, co najpiękniejsze pojawia się w naszym życiu niespodziewanie… 8/10

Miałam naprawdę duże oczekiwania co do tego albumu. Po pierwsze dlatego, że trzeba było czekać na niego tak długo, a po drugie – single zapowiadały najlepszy krążek w karierze Anahí. Niestety odrobinę się zawiodłam. Płyta jest bardzo dobra, ale widać tutaj zróżnicowanie czasowe w powstawaniu piosenek. Mam wrażenie, że połowa z nich była inspirowana wręcz klimatami lat dziewięćdziesiątych w muzyce latynoskiej, a druga to typowa mieszanka współczesnych rytmów. Ten album to prawdziwa „mezcla”, w której każdy znajdzie coś dla siebie.

Podsumowując, owszem jest to najlepszy album Meksykanki, jednak mógłby być zdecydowanie lepiej dopracowany, spójniejszy. Może po prostu miałam za wysokie wymagania. Mimo wszystko cieszy mnie powrót Anahí do muzyki, za to martwi słaba promocja krążka. Zastanawiam się też, czy możemy liczyć na jakąkolwiek trasę koncertową…

Ocena albumu: 7,5/10

Paula Tomaszewska