Karaibskie wybrzeże Kolumbii posiada trzy główne miasta: kolejno od zachodu Cartagenę, Barranquillę i Santa Marta. Wszystkie są chętnie odwiedzanymi kierunkami turystycznymi, głównie ze względu na ciepły klimat i plaże. Cartagena to kolonialna perełka wybrzeża z romantycznym starym miastem, pełnym kolorów i zapachów. Barranquillę odwiedza się głównie ze względu na opisywany już na łamach Iberoameryki karnawał, drugi największy po tym w Rio de Janeiro. Barranquilla to też główny kolumbijski port. Natomiast Santa Marta, gdzie zmarł wyzwoliciel Ameryki, Simón Bolívar, jest głównie bramą do wycieczek na malownicze plaże i do górskich wiosek Sierra Nevada de Santa Marta.
Do Santa Marta najlepiej dostać się połączeniem lotniczym z Bogoty, Medellin lub innych miast Kolumbii. Najbardziej ekonomiczna jest tania linia VivaColombia (jednak są problemy z płaceniem zagranicznymi kartami na jej stronie internetowej), drożej kosztuje bilet z Avianca.
Samo miasto ma blisko 500 tys. mieszkańców i nie należy do najbardziej urokliwych. Drobna przestępczość jest dosyć powszechna i spowodowana dużym poziomem biedy, widocznej na ulicach, a szczególnie na obrzeżach miasta. Główna plaża jest dosyć mała i znajduje się niedaleko portu, dlatego turyści nocujący w historycznym centrum udają się zazwyczaj na plażę w Rodadero – nieco oddalonej dzielnicy typowo hotelowej, która jest zarazem imprezowym centrum Santa Marta. Z miastem komunikują ją połączenia autobusowe. Prawdziwie piękne plaże można jednak znaleźć jedynie poza miastem. Wyprawy wiele osób organizuje na własną rękę, co jednak jest czasami problematyczne ze względu na brak rozkładów jazdy, informacji o cenach i trasach, i ogólnie od odmiennego niż ten zachodni systemu organizacji transportu, łagodnie mówiąc.
Postaram się na podstawie własnych świeżych doświadczeń dostarczyć informacji praktycznych, których sama nie znalazłam przed wyjazdem ani w internecie, ani w przewodnikach typu Lonely Planet. Mam nadzieję, że ułatwi to życie żądnym wrażeń turystom gotowym odkrywać ten piękny region Kolumbii. Dodam, że prowizoryczny przelicznik pesos na złotówki wygląda mniej więcej tak, że kwotę trzeba pomnożyć przez 1,5 i odjąć trzy zera.
Taganga – ma opinię bardzo turystycznego i imprezowego miejsca, co może zniechęcić wielu poszukiwaczy autentycznych doświadczeń. W rzeczywistości to mała wioska rybacka położona nad wyjątkowo malowniczą zatoką. Słynie z bardzo tanich kursów nurkowania. Jedna plaża znajduje się w samym miasteczku, do dwóch innych prowadzi natomiast ścieżka przez górzysty cypel, której przejście zajmuje kwadrans. Przeprawa w niemiłosiernym upale nie należy może do najłatwiejszych, ale widoki zapierają dech w piersiach. Skaliste, rudawe góry porośnięte kaktusami łączą się tu z niesamowicie granatowym morzem. Plaże bywają zatłoczone, można natomiast wybrać się na snorkelling na rafę koralową. Tagangi nie poleciłabym na tygodniowy urlop, natomiast jednodniowa wycieczka jak najbardziej się opłaca. Szczególnie, że wioska znajduje się 15 minut jazdy od Santa Marta, taksówka kosztuje niewiele, są też busiki, które dowiozą nas tam za maksymalnie 4000 pesos (6zł).
Bahía Concha – zatoka z piękna plażą, niezbyt oddalona od Santa Marta, znajdująca się na terenie Parku Narodowego Tayrona. Aby dostać się tam na własną rękę trzeba dojechać autobusem miejskim z „La Quinta” (Calle 11 z Carrera 5 – ułatwieniem jest logiczna numeracja ulic) do Bastidas. Trwa to do 15 minut. Wysiadając z autobusu zostaniemy prawdopodobnie obskoczeni przez przewoźników oferujących swoje usługi. Przejazd z Bastidas na plażę nad Bahía Concha kosztuje 5000 pesos od osoby, niezależnie od tego, czy będzie to żółta taksówka, czy dżip.
Dżip na pewno jest bardziej ekscytującym wyborem, a biorąc pod uwagę absolutnie fatalny stan drogi – jest też wygodniejszy. Aby dostać się na plażę trzeba przejechać przez teren prywatny, co kosztuje również 5000 pesos od osoby i jest praktyką w gruncie rzeczy nielegalną. Pomimo wielu skarg kierowanych do władz dystryktu, opłata, podobnie jak stan drogi, pozostaje na razie bez zmian.
Podróż powrotna kosztować nas będzie następne 5000 pesos, więc cała wyprawa zamyka się w 15000 (23 zł). Samochody stoją zazwyczaj przy wyjeździe gotowe zabrać pasażerów po całym dniu plażowania. Dla pewności można się jednak umówić z kierowcą, aby po nas przyjechał. Przepraszam, można próbować się umówić. Utrudnieniem może się okazać nie tylko nasz ewentualny brak znajomości hiszpańskiego, ale także luźny stosunek do obietnic i punktualności u niektórych costeños.
Leżąc już na piasku można rozważyć wycieczkę łodzią na pobliską plażę i snorkelling na rafie koralowej przy samym brzegu. Koszt to 10000 pesos z przejazdem i wypożyczeniem okularów na 45 minut (uwaga: nie mają rurek!). W przeliczeniu jest to 15 zł – zdecydowanie warto! Rafa może nie zachwyci doświadczonych nurków, ale amatorom na pewno bardzo się spodoba. Koszt obiadu na plaży to około 26000 pesos. W menu głównie smażona ryba z ryżem kokosowym i patacones (placki z platana). Napoje gazowane można dostać za 2000-3000 pesos.
Anna Szatyłowicz