Warszawa, zimowe popołudnie. Żegnam się z ostatnimi minutami światła dziennego i, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok, próbuję uniknąć bliskiego spotkania z oblodzonym warszawskim chodnikiem. Uzbrojona w niezbędne dodatki, czuję się jak bałwan (dosłownie). Ciasny węzeł szalika ogranicza mój zakres ruchów, więc aby spojrzeć w bok nie wystarczy, bym obróciła głowę – muszę obrócić się cała. No cóż, niektóre bałwany mają w sobie trochę więcej uroku. Ale czy swoimi oczami z węgielków dostrzegłyby to, co mi udało się zobaczyć?
Z szyb zatrzymującego się obok autobusu uśmiecha się szczęśliwa rodzina, beztrosko skacząca przez fale na jakiejś niebańskiej plaży. Drobny biały piasek, turkusowa woda, a wszystko to skąpane w promieniach słońca, za którym przez parę ładnych miesięcy tak bardzo w Polsce tęsknię. Czytam znajdujący się na zdjęciu napis – “Auténtica Cuba”. Pewnie Wy też widzieliście jedną z reklam kubańskiego Ministerstwa Turystyki, zachęcających do podróży na wyspę. Wielu z nas z chęcią uciekłoby przed srogą polską zimą do jednego z kurortów Perły Karaibów. Ja również, już od dawna, marzyłam o podróży na Kubę. Jednak moje wyobrażenia o tym fascynującym kraju nie miały nic wspólnego ze zdjęciami z folderów turystycznych, na podstawie których można by wnioskować, że to żadna różnica, czy za kierunek naszych wakacji all inclusive obierzemy Dominikanę, Kubę, czy Arubę. Hotelowy basen i drinki z palemką czekać na nas będą przecież w każdym z tych miejsc, a i morze przecież to samo. Osobiście nad uroki wczasów nad basenem czy zorganizowanych wycieczek przekładam samodzielnie zaplanowane podróże, które pozwalają na prawdziwe poznanie danego kraju i ich mieszkańców albo chociaż na jego lepsze zrozumienie. Wiedziałam więc, że jeśli kiedyś dotrę na Kubę, to na pewno nie na pokładzie lotu czarterowego TUI.
W tym roku wreszcie się udało. Podczas mojej podróży nie tylko poznałam Hawanę, ale zobaczyłam również, jak się żyje na prowincji. Zachwycałam się przepięknymi krajobrazami, tańczyłam w rytm prawdziwej, kubańskiej salsy i próbowałam zrozumieć mieszkańców tego niezwykłego kraju. Powinnam chyba zaznaczyć, że mojej wcześniejszej wiedzy o tej karaibskiej wyspie nie czerpałam z amerykańskich filmów. Mój obraz Kuby kształtował się raczej na podstawie lektury tekstów Yoani Sánchez, aniżeli scen z Dirty Dancing. Wydawało mi się więc, że byłam dobrze przygotowana na zderzenie z tamtejszą rzeczywistością. Jednak pod wpływem doświadczeń zdobytych podczas podróży, szybko zweryfikowałam część moich założeń. Co mnie zaskoczyło? Jakie są moje najmilsze wspomnienia z Kuby, a za czym tęsknić nie będę? Jak przygotować się do wyjazdu; co warto wiedzieć i czego należy unikać? Oraz przede wszystkim: jaka jest ta “Auténtica Cuba”? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na powyższe pytania, dołączcie do podróży po Perle Karaibów!
Agata Dawid