„Aby wzrastać, trzeba pomagać”. O śmieciarzu, który rozkochał Bogotę w czytaniu.

José Alberto Gutiérrez stworzył na południu Bogoty – swojego rodzinnego miasta – bibliotekę porzuconych książek. Teraz proszony jest, aby kontynuował swoją działalność w pozostałych dzielnicach metropolii.

   Początki

Szklana półka niemal urywa się  pod ciężarem wielkiej ilości książek. Mężczyzna zbliża się do niej. Pewnym ruchem otwiera przezroczyste drzwiczki i wyciąga małą broszurkę. Jej strony wydają się być wilgotne od starości, lecz tytuł pozostał nietknięty upływem czasu: „Mi cuarto libro de lectura”. Podręcznik dla czwartej klasy szkoły podstawowej.

Mężczyzna ledwie zdążył rzucić okiem na książeczkę i wyblakłe już obrazki, gdy raptem tłum dzieci wtargnął do salonu. Przybiegły z sąsiedniej dzielnicy Nueva Gloria, części San Cristóbal – dystryktu zdającego się spoglądać z góry na pozostałe, gdzie wieje nieprzyjemny, lodowaty wiatr, strzegący granic Miasta Bolívar.

Jak co dnia, po godzinie drugiej po południu, ruch w domu José zaczyna się nasilać. Dzieci biegają z jednego pokoju do drugiego i w pośpiechu chwytają książki z biblioteki, której zasoby wydają się nie mieć końca. Luz Maria, żona José, spaceruje pomiędzy nimi i czujnie, z powagą obserwuje każdy ich ruch, co chwila sprawdzając skrzynki z książkami rozstawionymi w całym domu.

Już za kilka dni Luis Alberto weźmie je wszystkie, zapakuje i wsadzi do samochodu. Ten zaś odjedzie ulicami dzielnicy Nueva Gloria, pełnymi zakrętów i wąskich uliczek niczym w labiryncie. Będzie jechać aż odciąży go ciężarówka, która w przeciągu następnych 20 godzin dowiezie książki do portu w Turbo, Golfo de Uraba. Stamtąd będą musiały przepłynąć rzekę Atrato biegnącą do celu całej podróży – znajdującego się w departamencie Chocó małego miasteczka o wdzięcznej nazwie Riosucio (“brudna rzeka”) z domami budowanymi na drewnianych palach, gdzie jedna z mieszkanek w końcu zatroszczy się o nie i uczyni je pierwszymi książkami nowej biblioteki publicznej imienia Martina Luthera Kinga.

In this Aug. 19, 2015 photo, Cristian Orjuela, 5, looks for a book at Jose Alberto Gutierrez's home in Bogota, Colombia. Garbage collector Gutierrez started rescuing books from the trash almost 20 years ago, when he was driving a garbage truck at night through the capital’s wealthier neighborhoods. (AP Photo/Fernando Vergara)

(Źródło: sipse.com)

Mnóstwo dzieci zbierze się wówczas wokół dopiero co otwartych skrzyń, prawdopodobnie nie mając nawet pojęcia o tym, że większość z przybyłych dzieł zostało porzuconych w pojemnikach na śmieci w którymś z zakątków miasta Bogota.

Nieśmiałość

Minęło już kilka dekad odkąd przybył ze swoimi rodzicami do maleńkiej dzielnicy, która wyrosła między kwiatami czarnego bzu. José Alberto Gutiérrez nie pamięta, aby w dzieciństwie kiedykolwiek poszedł spać bez odmówienia różańca i wysłuchania opowiadanych mu przez matkę bajek na dobranoc.

Gdy miał 14 lat dał o sobie znać pierwszy syndrom nieśmiałości o ostrym przebiegu, która nierzadko pojawia się w okresie dojrzewania. Nieśmiałość ta przybyła w tym samym czasie co inna, surowa w skutkach wiadomość: musi rzucić szkołę i znaleźć pracę. Bieda skończyła z perspektywą dalszej edukacji i zmusiła go do nauki jazdy samochodem aby móc zarobić na życie. Nieśmiałość zaś doprowadziła go do szukania ucieczki w świecie książek, których szukał zapalczywie po całym mieście. I tak oto natknął się na „Odyseję”, na powieść Ralpha Waldo Emersona „The Conduct of Life” czy Alexis Carrel aż po książki, których tytułów José już nie pamięta, ale które – jak sam podkreśla – pomogły mu stoczyć wojnę w nim samym i osiągnąć najważniejszy cel: zwalczyć nieśmiałość. Na pytanie o autora jednej z nich, w jednym z wywiadów odpowiedział:

„Bracie, nie pamiętam! Ale od tego momentu odkryłem w książce najlepszego przyjaciela.”

Śmieci

Niegdyś, włączając w to magiczną chwilę odnalezienia pierwszej książki, która była pierwszą z pond 10 tysięcy ocalonych z odpadów, José Alberto Gutiérrez nie miał do zaoferowania kobiecie złamanego grosza, ale za to skromną i poczytną bibliotekę. To wystarczyło aby oczarować Luz Marię Gutiérrez, 19-letnią wówczas dziewczynę z Pasca w regionie Cudinamarca, która marzyła o szyciu i projektowaniu, a z którą ożenił się w wieku 22 lat.

Po ślubie przeprowadzili się do małego dwupiętrowego domku – tego samego, w którym dorastał mały José. Ten sam, na którego białych ścianach widnieją dziś słowa Jorge Luisa Borgesa: „Wierzę, że książka jest jedną z szans na osiągnięcie szczęścia daną każdemu człowiekowi.”, a na jednej z których powieszony jest napis z nazwą nadaną temu przekształconemu w bibliotekę domowi: „Siła słów”.

„Powiesiliśmy go z moją córką, ponieważ o sile słów mówi się w Biblii. To, co mówi człowiek działa jak wyrok, dlatego wszyscy powinniśmy bardzo uważać na to, abyśmy nie mówili nic zbyt pochopnie i unikali złych słów”

Tuż po ślubie, nowożeńcy mieli bardzo sprecyzowany plan na życie. Luz Maria otworzyła w domu mały warsztat krawiecki, który obsługiwał przede wszystkim koleżanki i sąsiadki. José Alberto zdobył pracę w Limpieza Metrolitana, miejskim przedsiębiorstwie oczyszczania jako kierowca śmieciarki. Przyznany mu został zachodni obwód miasta. W czasie nocnych zmian stopniowo zaczął je spotykać – książki.

image.vam.synacor.com.edgesuite.net

(Źródło: thestar.com)

Pierwszy był egzemplarz “Anny Kareniny“, edycja Bedout, wydany w 1967 roku. Książka ta nie tylko stała się początkiem przygody ,która aż do dnia dzisiejszego znalazła odzew w kilkunastu gminach, ale przede wszystkim dała szansę najpiękniejszej prozie w historii literatury światowej na pozyskanie nowych miłośników. Być może prawo przyciągania chciało, że José Alberto swoje poszukiwania kontynuował na wysypisku śmieci Dona Juana gdzie odnalazł kilka egzemplarzy nowel Tołstoja. Innego dnia była to „Śmierć Iwana Iljicza”, innego „Ojciec Sergiusz” i między jednym a drugim dziesiątki „skarbów”, gotowych do bycia pogrzebanymi między cuchnącymi resztkami pożywienia i jednorazowymi pieluchami.

Słowa

Sąsiadki kopiowały na papier konstrukcje sukienek znanych aktorek i prezenterek telewizyjnych, kupowały tkaniny wedle swoich upodobań, po czym przynosiły je do Luz Marii aby uszyła im kreacje na zamówienie. Tak się toczył jej biznes w dzielnicy.

Pewnego dnia kobiety dokonywały poprawek w bibliotece, która wzbogacała się stopniowo o coraz to nowe pozycje. Kolekcja, coraz większa, zaczęła szukać miejsca nawet na pierwszym piętrze domu, tak jakby szukała ucieczki. Pomiędzy nimi znajdowała się książka, którą ich dzieci musiały przeczytać na zajęcia. Były tam też ich podręczniki do matematyki i chemii. Kobiety nie zdawały sobie sprawy, że przychodziły z wizytą niosąc metry materiału, a wychodziły z powieściami.

I tak oto, niczym za dotknięciem magicznej różdżki, na przestrzeni kilku miesięcy dom José Alberto przekształcił się w bibliotekę, jego żona w bibliotekarkę, dzieci w lalkarzy i gawędziarzy, a on sam – dawał książkom drugie życie.

Tak został przedstawiony w kilku mediach, które już w 2006 roku wiedziały o jego działaniach. Również organizatorzy „Ferii z Książką” w Guadalajarze, gdzie został zaproszony, aby opowiedzieć swoją historię. Opowiedział więc o „Sile słów” i o tym, jak wiadomość o jego pasji rozprzestrzeniła się aż na południe Bogoty, aż do Sumapaz, gdzie różne społeczności powierzyły mu swoje pierwsze biblioteki.

“Wychowałam się w tym miejscu i wszystkie moje najlepsze wspomnienia pochodzą właśnie stąd” – mówi Jessica Avendano, jedna z najstarszych bywalczyń biblioteki, korzystającą z jej bogatych zasobów od samego początku. Wystarczyła jej niewiele ponad dekada na przejrzenie półki za półką, każdą wypełnioną historiami i dzięki temu zdobycie wielu przyjaciół. Podobnie jak ona, wiele innych dzieci znalazło w tym magicznym miejscu pewnego rodzaju schronienie, które dało im mnóstwo rozrywki i rozwoju – a wszystko to za darmo.  Dzięki książkom mogą też uciekać od problemów życia codziennego, głównie związanych z rodziną i rowieśnikami.

“Często spotykamy się z historiami przemocy w rodzinie i brakiem zainteresowania rodziców sytuacją ich dzieci w szkole. Także przez to mamy w Bogocie duży problem z uzależnieniem od narkotyków. Chcemy stworzyć dla tych dzieci lepszy świat poprzez czytanie i kontakt z lekturą” – wyznaje José.

Dzięki podróży do Guadalajary świat dowiedział się o José. „Historia człowieka, który wydobył ze śmieci pięć bibliotek” – krzyczał nagłówek brazylijskiej gazety Enie. „Cud z Nueva Gloria” – głosiło El País.

Morał

Całemu temu szumowi wokół niezłomności José smaczku dodaje fakt, że jak dotąd nie otrzymał on żadnego wsparcia finansowego, a jego współpracownicy – w tym on sam – wciąż pracują jako śmieciarze. Luz Maria zrezygnowała z prowadzenia zakładu krawieckiego i aktualnie zarządza otwieraniem coraz to nowych bibliotek w Chocó, Santander i Boyacá. Jego dzieci i szwagrzy, którzy wykonują na co dzień inne profesje, jednocześnie przeprowadzają spotkania czytelnicze w Nueva Gloria. On sam zaś wciąż pracuje jako kierowca śmieciarki, którą przemierza miasto od godziny szóstej po południu do szóstej rano. Z zarobionych w ten sposób pieniędzy opłaca ciężarówkę, którą transportuje odnalezione i ofiarowywane mu książki.

To wszystko przez nieśmiałość. Tą samą, która po niemal 1,5 godzinie wywiadu powstrzymała go przed pochwaleniem się, że w 2011 roku został nominowany na stanowisko radnego.

„Zgodziłem się, ponieważ przyszło mi do głowy, że w ten sposób mógłbym stworzyć więcej bibliotek.”

José Alberto chciałby, aby w Kolumbii przypadała przynajmniej jedna biblioteka na dzielnicę. Jego zdaniem w ten sposób, w przeciągu kolejnych 20 lat można by wykształcić całe pokolenie.

„Czytanie to symbol nadziei” – powtarza.

Jako że jego pierwsza domowa biblioteka niemal pękała w szwach, José musiał jeszcze raz przyjrzeć się swojej imponującej kolekcji i tym samym postanowił podzielić się również i tymi książkami, które były mu najbliższe. Jest jednak kilka pozycji, z którymi nie mógł się rozstać. Zaledwie parę, nietykalnych, które z obawy przed zniszczeniem schowane są za szklaną gablotką. Są tam „Anna Karenina”, książka Carrela, która ułatwiła mu przejście trudnego okresu dojrzewania, dwujęzyczne wydanie Koranu i w końcu kilka małych książeczek – te same, które w zimowe noce mama czytała mu do snu, w czasach, gdy w Nueva Gloria kwitły bzy.

Wszystkie osoby zainteresowane ofiarowaniem książek, sprzętu komputerowego lub jakąkolwiek formą pomocy mogą bezpośrednio kontaktować się z José pod adresem mailowym fundador@lafuerzadelaspalabras.com. Zachęcam także do odwiedzenia strony www.lafuerzadelaspalabras.com

Źródła:

  1. http://www.elespectador.com/noticias/bogota/un-hombre-de-libros-y-basura-articulo-299957
  2. http://www.eltiempo.com/bogota/recolector-de-basura-que-regala-libros/16451710
  3. http://www.efe.com/efe/america/cronicas/una-biblioteca-salvada-de-la-basura-para-los-ninos-desfavorecidos-bogota/50000490-2674604