Claudia Llosa (ur. 1976) jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci współczesnego kina peruwiańskiego oraz latynoamerykańskiego. Międzynarodową sławę i uznanie zyskała dzięki dwóm filmom długometrażowym: Madeinusa (2006) oraz Gorzkie mleko (La teta asustada, 2009), wielokrotnie nagradzanym na festiwalach filmowych na całym świecie. W tym roku na ekrany polskich kin trafił najnowszy, tym razem anglojęzyczny film reżyserki – Do nieba (Aloft, 2014).
Claudia Llosa urodziła się i wychowała w stolicy Peru. Jest córką reżysera Luisa Llosy, twórcy m.in. Święta kozła (La fiesta del chivo, 2005), filmowej adaptacji powieści Maria Vargasa Llosy. (Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa – peruwiański laureat literackiej nagrody Nobla to kuzyn Luisa i wuj Claudii). W 1998 roku Claudia Llosa skończyła studia reżyserskie na prywatnej uczelni w Limie; później dokształcała się w Madrycie i Nowym Jorku. Uczestniczyła w warsztatach scenopisarskich organizowanych przez twórców festiwalu Sundance. To właśnie tam napisała scenariusz swojego pierwszego filmu, Madeinusa. W 2003 roku ten właśnie scenariusz został nagrodzony na Festiwalu Nowego Kina Latynoamerykańskiego w Hawanie, a sam film powstał dwa lata później i w 2006 roku podbił festiwale w Ameryce i Europie. Wśród najważniejszych wyróżnień dla debiutu Claudii Llosy należy wymienić nagrodę FIPRESCI na festiwalu filmowym w Rotterdamie oraz nagrodę dla najlepszego latynoamerykańskiego filmu fabularnego na festiwalu filmowym Mar del Plata w Argentynie.
Tytułowa Madeinusa (w tej roli Magaly Solier) to nastolatka z fikcyjnej indiańskiej wioski o nazwie Manayaycuna, w języku keczua oznaczającej „tam, gdzie nie możesz wejść”, położonej gdzieś w niedostępnych peruwiańskich Andach. Oryginalne imię dziewczyny już zmyślone nie jest. Wśród mieszkańców andyjskich wiosek od niedawna istnieje zwyczaj nadawania dzieciom imion inspirowanych angielskimi napisami z zagranicznych ubrań, np. Usnavi (US Navy) czy właśnie Madeinusa (Made in USA). Akcja filmu Llosy rozgrywa się w czasie Wielkiego Tygodnia. Do Manayaycuny trafia młody, przystojny i wykształcony mieszkaniec Limy, Salvador, który staje się świadkiem szokujących zwyczajów wielkanocnych tubylczej ludności. Mieszkańcy wioski wierzą bowiem, że czas pomiędzy śmiercią Chrystusa w Wielki Piątek, a zmartwychwstaniem w Niedzielę Wielkanocną to czas, kiedy Bóg nie żyje, a tym samym nie może dostrzec grzechu. Zatem to jedyny czas w roku, gdy można grzeszyć do woli – Manayaycuna szykuje się na pijaństwo i orgie, a burmistrz wioski, ojciec Madeinusy, planuje dzielić łoże ze swoją piękną córką. Nastolatka upatruje swojego ratunku przed lubieżnym ojcem w jasnookim przybyszu ze stolicy. Jego imię jest zapewne nieprzypadkowe, w języku hiszpańskim Salvador to „Zbawiciel”. Madeinusa pragnie również, by chłopak zabrał ją ze sobą do Limy, gdzie wierzy, że mieszka jej matka, która zniknęła z wioski. Za znak opatrzności uznaje fakt, że chłopak nosi T-shirt z jej imieniem.
Madeinusa to film, który uderza surowym pięknem słowa i obrazu: oszczędne dialogi, malownicze andyjskie krajobrazy. Być może właśnie przez to chłodne spojrzenie okiem dokumentalisty i etnografa udało się Claudii Llosie przekonać tysiące widzów, że miejsca takie jak Manayaycuna i synkretyczne obyczaje w nich panujące istnieją naprawdę. Reżyserka zastosuje podobny zabieg w swoim kolejnym filmie, w którym będzie wplatać elementy realizmu magicznego między faktycznie istniejące zjawiska społeczne powstałe w wyniku dramatycznych wydarzeń w historii Peru.
Do napisania scenariusza Gorzkiego mleka Claudię Llosę zainspirowała książka antropolog Kimberly Theidon pt. Entre prójimos (Wśród bliźnich), traktująca o powojennych stosunkach między oprawcami a ofiarami, czyli członkami wojska i Świetlistego Szlaku a mieszkańcami regionu Ayacucho. W tymże naukowym opracowaniu pojawia się termin „la teta asustada”, w dosłownym tłumaczeniu „przestraszona pierś”, który dał tytuł drugiemu filmowi Llosy. W czasach terroru wojny domowej setki kobiet zostało zgwałconych przez żołnierzy peruwiańskiego wojska i maoistowskiej partyzantki, stąd powiedzenie w języku keczua „mancharisqa ñuñu” oznaczające mleko matki przepełnione wściekłością, cierpieniem i smutkiem, które są przekazywane dzieciom. Bohaterką Gorzkiego mleka jest Fausta (w tej roli ponownie Magaly Solier), będąca córką ofiary przemocy seksualnej, wykarmioną „mlekiem smutku” (angielski tytuł filmu to Milk of Sorrow czyli Mleko smutku). Jej matka jeszcze na łożu śmierci śpiewa w języku keczua pieśń o tym, jak została zgwałcona przez żołnierzy. Strach przed gwałtem jest u Fausty tak duży, że w celu ochrony przed mężczyznami młoda kobieta w miejscu intymnym trzyma… ziemniaka, co powoduje jej częste omdlenia i kłopoty zdrowotne. Ten drastyczny sposób obrony przed gwałcicielami to już wymysł scenarzystki i reżyserki, ale syndrom „przestraszonej piersi” niewątpliwie dotyka współcześnie wielu kobiet. Na przykładzie Fausty obserwujemy, jak destrukcyjny może być paraliżujący strach przed mężczyznami, brak zaufania, a tym samym niemożność zbudowania intymnej relacji z drugą osobą. Podobnie jak matka, bohaterka wyraża swoje uczucia śpiewając i to właśnie pieśni Fausty są elementem czyniącym z Gorzkiego mleka niezwykle przejmujący, poetycki i melancholijny obraz. Na ceremonii wręczenia nagród MFF w Berlinie w 2009 roku, gdzie film Claudii Llosy zatriumfował podwójnie, zgarniając Złotego Niedźwiedzia oraz nagrodę FIPRESCI, wzruszona Magaly Solier zaśpiewała piosenkę w keczua. Na innych festiwalach aktorka została kilkakrotnie nagrodzona za swoją rolę, a film zdobył wiele nagród i wyróżnień, w tym nominację do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
https://www.youtube.com/watch?v=UBw85DXCc2U
Claudia Llosa ma w swoim dorobku reżyserskim dwa filmy krótkometrażowe, powstałe w ramach różnych projektów. W 2010 roku na wystawie zatytułowanej El d_efecto barrocco – Políticas de la imagen hispana w Centrum Kultury Współczesnej w Barcelonie zaprezentowała paradokument El niño pepita, który z przymrużeniem oka komentuje komercjalizację życia religijnego. W filmie znajdziemy świadectwa wiernych do złudzenia przypominające reklamy telewizyjne: małżeństwo, którego życie odmieniło się po zakupie pościeli z wizerunkiem świętego Dzieciątka; kobieta, której mąż odzyskał pracę, a której w końcu udało się schudnąć po zakupie przenośnego dmuchanego ołtarzyka oraz szczęśliwa matka niegdyś chuderlawego chłopaka, który zyskał siły dzięki witaminom marki „El niño pepita”. Natomiast w 2011 roku reżyserka wzięła udział w projekcie telewizji kablowej TNT Fronteras (Granice) i w krótkometrażowym Loxoro ukazała granice między światem męskim i żeńskim na przykładzie transseksualistów i transwestytów. Tytuł filmu to potoczna nazwa języka charakterystycznego dla osób trans zamieszkujących stolicę Peru. W pierwszych minutach filmu jesteśmy świadkami nietypowej sceny: atrakcyjna kobieta zostaje napadnięta przez grupę mężczyzn, ale scena gwałtu zbiorowego nie przebiega według ustalonego scenariusza, ponieważ napastnicy odkrywają, że mają do czynienia z transwestytą.
Najnowszy pełnometrażowy obraz Claudii Llosy Do nieba to z pozoru film zgoła odmienny od jej wcześniejszych dzieł. Ze spalonego słońcem Peru przenosimy się do mroźnej Kanady, a głównej roli kobiecej nie gra już skromna Magaly Solier, lecz laureatka Oscara, Jennifer Connelly (Piękny umysł, Requiem dla snu). Partnerują jej Irlandczyk Cillian Murphy (Wiatr buszujący w jęczmieniu, Śniadanie na Plutonie) oraz Francuzka Mélanie Laurent (Bękarty wojny). Ivan, świeżo upieczony ojciec, zamknięty w sobie sokolnik (Murphy) decyduje się na wyprawę za koło podbiegunowe w towarzystwie nowo poznanej dziennikarki (Laurent). Oboje chcą dotrzeć do słynnej uzdrowicielki, Nanny Kunning (Connelly), matki Ivana. Każde z nich ma inną motywację: śmiertelnie chora dziennikarka szuka uzdrowienia, a Ivan chce zapytać swoją matkę o powody, dla których zostawiła go, gdy był chłopcem. Niechronologiczna akcja stopniowo odkrywa przed widzem dramat rodziny Kunningów.
Mimo zmiany scenerii i gwiazdorskiej obsady, Do nieba pozostaje filmem, w którym można znaleźć cechy charakterystyczne dla twórczości Claudii Llosy, a mianowicie: formę zbliżoną do filmu dokumentalnego, fascynację wierzeniami w elementy nadprzyrodzone oraz próbę zrozumienia relacji międzyludzkich. Z pewnością dla każdej osoby zafascynowanej kinem Ameryki Łacińskiej, odejście od tematyki iberoamerykańskiej zawsze będzie stratą. Niestety, zwrot w stronę Hollywood wydaje się być cechą charakterystyczną dla latynoamerykańskich reżyserów, którzy osiągnęli międzynarodowy sukces. Wystarczy wymienić Brazylijczyków Waltera Sallesa (Dworzec nadziei, Darkwater: Fatum) i Fernando Meirellesa (Miasto Boga, Wierny Ogrodnik) czy Meksykanów Alfonso Cuaróna (I twoją matkę też, Grawitacja) i Alejandra Gonzáleza Iñárritu (Amores perros, Birdman). Trzeba przyznać, że Claudia Llosa jest tu ambitniejsza od swojego ojca, który zaczynał od reżyserowania exploitation movies dla Rogera Cormana, a największy rozgłos przyniosła mu wielokrotnie nominowana do Złotej Maliny Anakonda (1997) z Jennifer Lopez. Niemniej jednak, miejmy nadzieję, że w swoim następnym filmie wybitna reżyserka i scenarzystka znów opowie wzruszającą i uniwersalną historię, ale na „swoim podwórku”, na peruwiańskim lub chociaż latynoamerykańskim gruncie.
Alexandra Trytko