4. Zabawne przygody kulturowe

RM: Tutaj najsympatyczniejsi są prości ludzie. Na przykład w wielu wypadkach miałem, że na ulicy pytali, czy panu pomóc przejść na drugą stronę itd. Trzeba przyznać, że oni są bardzo serdeczni. I to jest szczere, to nie jest wcale jakieś fałszywe jakieś – nie, nie, nie. To jest bardzo szczere i bardzo miłe u nich. Ci z wyższych klas to mniej. Ale ja mówię o warstwie takiej popularnej.

Ale miałem też taką historię, zabawną zupełnie, w autobusie. To było niedługo po tym, jak przyjechałem. Widzę, że wchodzi jakaś pani. Ja siedzę, a nie ma już miejsc. To wstaję i daję jej swoje. To ona narobiła krzyku, że ja ją zaczepiam!

MG: Ja z kolei widziałem kilka razy w metrze, jak jakaś pani nakrzyczała na drugą, która siedziała i nie chciała ustąpić komuś innemu miejsca.

RM: Tak, no o to chodzi. Bez wodki nie razbieriosz. Nie wiadomo. Chciałem być grzeczny, a okazało się, że tego nie robią tu w Chile i oberwałem za to, że ją zaczepiam.

Albo inna sytuacja. Poznaję gdzieś jakichś starszych ludzi. Bardzo sympatyczny ten pan. I któregoś dnia później spotykam go pod wieczór z jakąś panią. Więc pozdrawiam. On się tak dziwnie na mnie spojrzał. Potem spotykamy się gdzieś i on do mnie mówi, że go nie powinienem pozdrawiać, bo przecież nie szedł ze swoją żoną. Okazuje się, że ja powinienem był udawać, że go nie poznaję, bo nie szedł ze swoją żoną! No takich cudów to ja w Europie nigdzie nie widziałem. Że jeżeli on nie idzie ze swoją żoną to znaczy, że to jest podejrzane i ja powinienem udawać, że tego nie widzę. Takie bzdury. To są bzdury chilijskie.

Jeszcze miałem inną historię. Był okres, że ja dużo portretów robiłem. Ale to dawno bardzo, jak przyjechałem do Chile. I poznałem gdzieś dwóch braci bliźniaków. Takich 25-26 lat mniej więcej. Bardzo takie typy latynoskie, może indiańskie. Silni bruneci tacy. I tak mówię do nich, że ja bym chętnie zrobił ich portret. Nowe typy dla mnie zupełnie. Oni bardzo zaciekawieni dlaczego. No bo panowie macie specjalnie taki wygląd chilijski, powiedziałem. To się tak obrazili na mnie, że minęło 50 lat, już są siwi i starzy, jak widzę ich na ulicy, to udają, że mnie nie poznają. Pod tym względem trzeba tutaj uważać.

Na przykład idzie się do baru gdzieś. Gość obok pije piwo. Pan pije swoje. I on mówi raptem, że on zaprasza. Nieznajomego? Tego nie ma nigdzie, żeby zupełnie nieznajomy raptem mówił: „ja płacę za pana, ja pana zapraszam”. A tutaj odmówić to jest straszna obraza. Ja parę razy odmówiłem, to właściciel lokalu mi zwrócił uwagę, że „niech go pan nie obraża”.

Tutaj w lokalach mają takie długie lustra. Bar i za plecami tych, którzy sprzedają, są lustra. Ile tych luster jest! Mówią, że to dlatego, że wszyscy w pijalni tu w Chile to lubią rozmawiać ze swoimi odbiciami. Jak sobie Chilijczyk wypije, to się patrzy na siebie i rozmawia ze sobą.

Jeszcze lepszy kawał opowiem, jak tu jest wszystko urządzone! Miałem takiego ucznia, malarza. Bardzo sympatyczny, ma taką małą chacrę koło San Bernardo. To było już parę lat temu. To panu pokazuje, jakie jest Chile. No i zaprosił mnie na obiad w niedzielę. Były jakieś wybory. Oni mówią, że muszą na te wybory pojechać. Wielka kolejka, chaos straszny! Wcisnęli mi kartę do głosowania i mnie wepchnęli do środka! Ale nie zagłosowałem, bo to nie mój kraj przecież.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *