Mało osób wie, że 2 maja obchodzimy Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Jest to świetna okazja do opowiedzenia o losach polskiego osadnictwa w Ameryce Łacińskiej. Zacznijmy od kraju, gdzie jeszcze w niektórych miejscach można usłyszeć biesiadne przyśpiewki po staropolsku.
W Brazylii znajduje się najwięcej osób polskiego pochodzenia spośród wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej. Według raportu Ambasady RP w Brazylii (2012) szacuje się, że jest ich ok. 1,5 mln i są one skupione w południowych stanach Paraná, Santa Caterina oraz Rio Grande do Sul.
Do ważniejszych miejsc na mapie polonijnej należy zaliczyć stołeczną Kurytybę oraz miejscowości: Guarani das Missões i Áurea, które podobno konkurują ze sobą „kto jest bardziej polski”.
Odyseja chłopska?
Historia polskiego osadnictwa zaczyna się w II poł. XIX wieku, gdy do Brazylii zaczęli emigrować chłopi z polskich ziem pod zaborami. Rząd brazylijski zatrudniał licznych agitatorów, którzy obiecywali osadnikom opłacenie podróży i przydział żyznej ziemi do zagospodarowania. Było to związane z polityką „wybielania” kraju, gdzie większość stanowili niedawno wyzwoleni afrykańscy niewolnicy. Europejczycy koloni, którzy otrzymywali duże wsparcie od rządu, mieli pomóc w budowie brazylijskiej państwowości. Mimo dużego ryzyka, wielu chłopów decydowało się na trudną podróż do egzotycznego kraju mając nadzieję na stanie się panami własnego losu. Podczas tzw. gorączki brazylijskiej w latach 1890-1914 do Brazylii wyemigrowało aż 100 tysięcy Polaków.
Czy było warto? Początki były trudne, wiązało się to z fatalnymi warunkami podróży oraz karczowaniem lasów, tzw. „rosowaniem” ( port. roça – wykarczowany teren), pod pola uprawne. Polscy osadnicy musieli nauczyć się nowych metod uprawy, zaznajomić się z nieznanymi gatunkami roślin oraz dostosować się do odmiennych warunków klimatycznych. Co ciekawe, podobno stosunki sąsiedzkie Polaków z Indianami były całkiem dobre.
Z zapisków inspektorów wynika, że porównując dzieci polskie urodzone w Paranie z polskimi dziećmi w Galicji początków XX w., widać było diametralną różnicę. Były one dobrze odżywione, nie były zmuszane do pracy oraz nie znały srogich polskich zim, co pozytywnie wpływało na ich zdrowie.
Król pierogów, polonistyka i skansen wsi polskiej w Brazylii
Mimo, że Brazylijczykom Kurytyba raczej nie kojarzy się z polskością, nie trudno tu o znalezienie polskich akcentów. Jest to w końcu drugi największy po Chicago ośrodek polonijny na świecie, a potomkowie Polaków stanowią 10% tutejszej ludności. W nazwach ulic, supermarketów, hoteli, czy innego rodzaju przedsiębiorstw widnieją polskie lub polsko brzmiące nazwiska. Bajerski, Kozowski, Bapka, Polak. Szczególnie w dzielnicach Pilarzinho i Abranches, które początkowo były polskimi osadami tworzącymi pierścień wokół miasta. Podobno dużą popularnością cieszy się marka samozwańczego króla pierogów – „Tadeu Rei do Pierogi”.
Zdarza się jeszcze usłyszeć starszych mieszkańców Kurytyby rozmawiających ze sobą po polsku. W miejscowej polszczyźnie dominują formy gwarowe i archaiczne, dużo jest również zapożyczeń z portugalskiego (np. kukurydza tu to “miljo”, a fasola to “fiżon”). Młode pokolenie w większości słabo lub wcale nie zna języka swoich przodków. W 2008 r. powstała Katedra Języka Polskiego na Uniwersytecie Federalnym Parany w Kurytybie jako pierwsza katedra polonistyki w Ameryce Południowej. Organizowane są tam również kursy języka polskiego na różnym poziomie zaawansowania. Prężnie działają organizacje polonijne takie jak założony w 1990 r ruch społeczny BRASPOL, którego prezesem jest Rizio Wachowicz.
Ciekawym miejscem do odwiedzenia w Kurytybie jest skansen polski z oryginalnymi chatami pierwszych osadników. Powstawały one, co ciekawe, bez użycia gwoździ, oprócz tego niewiele różnią się od dawnych chat na polskiej wsi. Skansen mieści się w parku im. św. Jana Pawła II w Kurytybie.
Klimat miejscowości Áurea świetnie ukazała Planeta Abstrakcja w jednym z filmików. Gorąco zachęcamy do obejrzenia!
Wsi spokojna, wsi wesoła…
Nie trudno jest się domyślić, że łatwiej jest o zachowanie kultury mniejszości na terenach wiejskich, gdzie czas płynie wolniej i z której ludzie raczej nie wyjeżdżają. Guarani das Missões to gimna rolna położona na południowy wschód od Kurytyby w przygranicznym stanie Rio Grande do Sul. W miasteczku zwanym „polską stolicą gauchos” ponad 80% stanowią potomkowie polskich osadników. Chociaż kilkanaście lat temu wprowadzono naukę języka polskiego we wszystkich szkołach gminnych, nie jest on już na co dzień używany przez mieszkańców. Mimo to żywo kultywuje się polską tradycję.Organizowane są cykliczne festyny polonijne, które przyciągają nawet 20 tys. uczestników. Znajduje się tutaj także drewniane Sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej, które jest celem pielgrzymek.
Obraz z orzełkiem to flaga polskiej osady w stanie Espirito Santo o nazwie Águia Branca („Orzeł Biały”). Miasteczko to zostało założone w 1925 r. za sprawą polskiego Towarzystwa Kolonizacyjnego w Warszawie. Potomkowie polskich imigrantów stanowią tutaj 40% ludności, działa Dom Polski zbudowany z dotacji Senatu RP oraz zespół tańca ludowego. Co roku odbywa się też Festyn Imigranta Polskiego.
Źródła:
- Pindel Tomasz, Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie podróże, Kraków, Wydawnictwo Znak, 2018.
- Atlas polskiej obecności za granicą, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, 2014.
- https://encyklopedia.pwn.pl/
Ostatnio czytałam książkę o tym, jak to jest współcześnie osiedlić się w Ameryce Południowej, założyć rodzinę. Wygląda na to, że przynajmniej kobietom nie jest łatwo. Chodzi o książkę “Jak zostałam peruwiańską żoną” Mia Słowik