Temat latynoamerykańskich karteli narkotykowych od pewnego czasu przeżywa renesans w kulturze popularnej. Zarówno w literaturze, jak i w przemyśle filmowym co rusz powstają nowe dzieła, które w mniej lub bardziej faktograficzny sposób opisują wojny gangów w Kolumbii, Meksyku czy Brazylii. Ostatnio, za sprawą głośnego serialu Netflixa „Narcos“, zaczęło się wielkie odkurzanie tematu Kartelu z Medellín i jego twórcy, (nie)sławnego Pabla Escobara.
Czy słusznie? Cóż, każdy ma na ten temat swoje zdanie. Niektórzy uważają, że starych demonów lepiej nie przywoływać znów do życia, inni natomiast sądzą, że nie jest to nic szkodliwego, a jeszcze na dodatek może pełnić funkcję edukacyjną. Sukces „Narcos” pokazuje, że zapotrzebowanie na temat jest naprawdę spore, ale mało kto wie, że zainteresowanie Escobarem zaczęło się kilka lat wcześniej.
„Escobar, el patrón del mal” to serial w stu procentach kolumbijski, więc przedstawia wydarzenia z dużo bardziej emocjonalnej perspektywy, co widać głównie w podejściu do postaci – nie tylko samego Escobara, ale także całej jego bandy oraz ofiar kartelu, które są traktowane z nie mniejszą uwagą. Co więcej, jako widzowie towarzyszymy im, obserwując ich zmagania z bandytami (a są to zarówno wojskowi, jak i politycy czy dziennikarze) i sympatyzujemy z nimi, wiedząc jednocześnie, jaki los ich czeka. To jedna z głównych cech wyróżniających go od „Narcos”, gdzie postaci są dużo bardziej schematyczne, a para policjantów (Boyd Holbrook i Pedro Pascal) ścigających narkobossa urasta do rangi głównych bohaterów.
Schematyzm nie jest, broń Boże, wielkim zarzutem w stronę serialu Netflixa, wszak pierwsza seria ma 10 odcinków i pewnie na drugiej się zakończy, a „Escobar…” liczy sobie tych odcinków 113. Stąd też Kolumbijczycy mogli sobie pozwolić na dużo głębsze zarysowanie postaci i szczegółowe potraktowanie historii. Poza tym, widownia docelowa obu produkcji też jest inna: jeden serial jest przeznaczony dla widowni lokalnej, drugi stara się dotrzeć do jak największej grupy odbiorców, więc siłą rzeczy jest w nim wiele uproszczeń.
„Narcos” jest rasowym serialem sensacyjnym, w którym dzieje się dużo i dzieje się z hukiem. Cały czas jesteśmy świadkami pościgów, wybuchów, strzelanin – skądinąd świetnie zmontowanych – i widz nie nudzi się ani przez chwilę. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że w swoim gatunku „Narcos” jest prawdziwą perełką. Ale…
No właśnie, jest i „ale”, które może się wydawać zrzędzeniem iberystycznego geeka, ale które ma dość spory wpływ na odbiór serialu w samej Ameryce Południowej. Mianowicie, każdy mówi tam innym akcentem. I nie chodzi już nawet o Wagnera Mourę (Escobar), który mówi po hiszpańsku z brazylijskim zaśpiewem, ale też o innych, którzy tworzą wielki, hiszpański kogel-mogel. I tak w jednej scenie możemy posłuchać zarówno Brazylijczyka, jak i Meksykanina, Kolumbijczyka i Argentyńczyka. Powtarzam, jest to zarzut całkowicie na marginesie, ale dla zachowania wiarygodności, producenci powinni zadbać nieco bardziej o szczegóły.
Ciekawe jest również samo nakreślenie Escobara jako postaci. W „Narcos” jest on, oczywiście (i zgodnie z prawdą) przyczyną całego zła i tragedii, ale jest również postacią dość papierową i w całej plejadzie charakterów jest dość płaski. Kiedy jest zły, jest zły, kiedy troszczy się o dzieci, troszczy się o dzieci, a kiedy zdradza żonę, jest zwykłą świnią. Nigdy jednak nie wychodzi poza pewnien schemat. Inaczej sprawa się ma w drugim serialu, w którym Escobar jest prawdziwym „panem zła”, człowiekiem o wielu twarzach, diabłem, który w jednej chwili potrafi zmienić się w troskliwego ojca, nie tracąc przy tym nic ze swojego złowrogiego zakłamania. Po prostu, jest kanalią. Zapewne jest to wynikiem osobistego podejścia Kolumbijczyków do własnej historii, co szczególnie dla osoby zainteresowanej tematem jest bardzo atrakcyjne. Uderzające jest też podobieństwo fizyczne Andresa Parry do legendarnego bossa narkotykowego. Zresztą, specjaliści od obsady i charakteryzacji naprawdę powinni dostać Emmy za niemal idealne dopasowanie postaci.
„Escobar…” nie doczekał się emisji w Polsce i pewnie niestety to szybko nie nastąpi, natomiast serial dostępny jest w Internecie i zapewne da się zdobyć angielskie napisy. Jeśli kogoś zainspirował „Narcos”, to gorąco polecamy obejrzeć także drugą produkcję, ot, tak dla porównania. Zajmie to Wam więcej czasu (jakieś 11 razy…) ale naprawdę warto!
Jestem obyty w piraceniu seriali..ale tego nigdzie nie mogę ściągnąć czy obejrzeć online..nawet w hiszpanskiej wersji.
Niech ktoś poratuje informacją gdzie go znajdę..
Pozdrawiam
Hmm.. ja go oglądałam na Netflixie (czary-mary z wtyczkami), ale podejrzewam, że na portalach w stylu seriesyonkis albo cuevana2 się znajdzie…
:< na netflixe jest tylo 74 oddcinki….
Hmm..rzecz jasna chodzi mi o “Escobar, el patrón del mal” bo “Narcos” jest wszędzie..
Na cuevana2 niema Escobar,..
Na seriesyonkis..Czy naprawdę ten portal działa i można na nim coś obejrzeć? Próbowałem, nawet pooglądałem tutoriale jak uruchomić film na tej stronie – i jedyne co znalazłem to mnóstwo wirusów i złośliwego oprogramowania.
Netflix mi pozostał (zablokowany w PL), i niedługo się zabiorę za kombinowanie z podmiena serwerów DNS – polecasz jakiś program do tego czy używałaś poza granicami Pl?
Dzięki za odzew..
Netflix juz w Polsce, wiec legalnie bez kombinacji można oglądać Pablo.
http://www.netflix.com/
Niestety w tym serialu o Pablo Escobarze aktor, który go gra psuje wszystko. W Internecie można zobaczyć filmy z prawdziwym Pablo, jak się porusza, jak mówi, jak się zachowuje, jak się uśmiecha. Można mówić różne rzeczy na jego temat ale był męski, dominujący i pewny siebie. W serialu natomiast widzimy bardziej… pijanego wujka Janusza niż wielkiego Bossa Kartelu i jednego z najbogatszych ludzi. Nie da się tego oglądać. Postać ta wyglada jakby była karykatura prawdziwego Escobara.