Tytułowe słowa to jedne z pierwszych, wypowiedziane przez Obradora na głównym placu w Mieście Meksyk tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników. Prezydent-elekt zyskał ponad 50% poparcia w niedzielnych wyborach prezydenckich, zostając pierwszą głową państwa Meksyku wywodzącą się z lewej strony areny politycznej.
W minioną niedzielę (1.07.2018) w Meksyku odbyły się wybory federalne oraz lokalne. Meksykanie wybierali gubernatorów, deputowanych do lokalnych kongresów, ale przede wszystkim 500 deputowanych kongresu i 128 senatorów oraz prezydenta Stanów Zjednoczonych Meksyku. Skala wyborów była ogromna, łącznie wybierano ponad 18 tysięcy polityków oraz deputowanych. Główna uwaga prasy skupiła się, rzecz jasna, na nowo wybranym prezydencie.
W pojedynku liczyli się tak naprawdę dwaj kandydaci: López Obrador (AMLO) z koalicji Morena oraz Ricardo Anaya z koalicji México al Frente. Szala zwycięstwa ostatecznie przesunęła się na stronę lewicy. Wystawiony przez partię Morena Andres Manuel López Obrador pokonał swojego głównego rywala o ponad 30 punktów procentowych zdobywając 53,5%. Z kolei Anaya zyskał 22,6%, trzeci uplasował się Meade z 15,7% poparcia.
AMLO podczas wyborów obiecywał ludziom dokładnie to, co chcieli usłyszeć. Za jego kadencji ma się zakończyć korupcja, kartele mają przestać zagrażać porządkowi publicznemu, a emigranci zarobkowi w Stanach Zjednoczonych mają dostać ochronę. Przez powyższe obietnice główne media meksykańskie mówiły o Obradorze jako o populiście, jednak mało kto wątpił, że lewicowy polityk wygra wybory.
Historyczne jest to, że do władzy doszła inna partia niż PRI albo PNA, które trzymały władzę nieprzerwanie od około 80 lat. Koalicja Morena obsadzi także fotele w kongresie krajowym, gdzie razem ze swoimi sojusznikami uzyska większość. W senacie otrzyma pomiędzy 56 a 70 stanowiskami na 128, co może oznaczać, że nie uzyska większości i będzie musiała szukać koalicji. Morena wygrała w 6 z 9 stanów, w których startowała, gdzie wcześniej dominowały koalicje PRI-PAN. Oznacza to kompletny zwrot w polityce w całym kraju.
Wybory zapisały się do historii także jako najbardziej krwawe. Należy podkreślić, że podczas żadnych wyborów nie doszło do tylu zabójstw. Różne źródła podają, że podczas kampanii wyborczych zginęło od 130 do 145 kandydatów lub współpracujących przy kampaniach.
Dopiero po 1 grudnia br. będzie można stwierdzić, czy dojdzie do zerwania ze starym systemem i dawnymi układami, ponieważ wtedy dojdzie do przekazania stanowiska przez obecnego prezydenta Peñę Nieta, nowemu Lópezowi Obradorowi na kolejne 6 lat. Dodajmy, że w Meksyku nie ma możliwości reelekcji.
Źródła:
https://elpais.com/internacional/2018/07/02/mexico/1530496335_470433.html
http://www.bbc.com/mundo/noticias-america-latina-43578377
https://elcomercio.pe/mundo/latinoamerica/elecciones-mexico-2018-vivo-amlo-gana-elecciones-nuevo-presidente-noticia-531892