Argentyna: powtórka z kryzysu?

Argentyna w ostatnich dniach stycznia musiała zmierzyć się z dewaluacją peso, czarnym handlem dolarem i podwyżkami cen. W mediach przypomina się wydarzenia z 2001 roku, kiedy to nastąpił spadek PKB, dewaluacja peso i państwo ogłosiło niewypłacalność. Jakie jest źródło tej sytuacji i co robi państwo, żeby sobie z nią poradzić?

Wszystko zaczęło się w październiku 2011 roku wraz z reelekcją Cristiny Fernández. W związku z kryzysem energetycznym, rząd potrzebował zapasów zagranicznej waluty, by importować energię elektryczną. Jako że Argentyna nie wywiązywała się ze zobowiązań wobec innych krajów i organizacji międzynarodowych, dostęp do kredytów zagranicznych był utrudniony. W obronie przed odpływem dewiz zaczęto więc wprowadzać stopniowe restrykcje dotyczące dostępu do dolara. Ograniczenia objęły zarówno banki i kantory, jak i zwykłych obywateli. Restrykcje rozprzestrzeniały się, ostatecznie zakazano kupna dolara w celach oszczędnościowych oraz ustanowiono limity zakupów przez internet – obecnie nabywać produkty tą drogą można tylko dwa razy w roku oraz nie przekraczając kwoty 25 dolarów. W przypadku nierespektowania tej zasady, operacja ma zostać obłożona 50% podatku.

W odpowiedzi na te rządowe restrykcje na czarnym rynku pojawił się wzmożony handel nielegalnym dolarem, tzw. dolar blue. Jego kurs od początku był wyższy od kursu oficjalnego i rósł wraz z każdymi kolejnymi ograniczeniami w dostępie do legalnej waluty. W październiku 2011, dolar oficjalnie kosztował 4,24 pesos, podczas gdy blue – 4,49. W maju ubiegłego roku na czarnym rynku przekroczył on barierę 10 pesos i od tego czasu zaczęto go nazywać dolarem Messi. W ostatnim tygodniu stycznia rządowy kurs dolara wynosił 8 pesos, podczas gdy czarnorynkowy sięgał nawet 13 pesos.

Cristina Fernández o spadek wartości peso oskarża banki, które według niej uprawiają spekulacje i wywierają presję. W jednym ze swoich wpisów na Twitterze współudział przypisuje również grupom ekonomicznym zajmującym się importem i eksportem. Z kolei szef rządu, Jorge Capitanich, twierdzi, że eskalacja wartości dolara blue jest wynikiem presji psychologicznej wytwarzanej przez media, a źródłem waluty jest handel narkotykami, pranie pieniędzy i uchylanie się od płacenia podatków.

Tymczasem część Argentyńczyków zwietrzyła dobry interes i masowo jeździ do sąsiedniego Urugwaju, by tam z bankomatów wypłacać dolary i sprzedawać je w kraju za dwukrotność ich wartości. Na argentyńskim kryzysie bankowym zyskują również przewoźnicy – pojawiły się atrakcyjne promocje na przeprawy promowe do urugwajskiej Colonii.

Jednak dla wielu osób wycieczka do Urugwaju to jedyny sposób na kupno północnoamerykańskiej waluty, a także jedyny sposób na oszczędzanie. W Argentynie bowiem szaleje inflacja – według wskaźników oficjalnych (w które nie wierzą ani obywatele, ani Międzynarodowy Fundusz Walutowy) wynosi ona 10,9%. W rzeczywistości wskaźnik inflacji szacuje się na poziomie ok. 25%.

Właściciele sklepów, szczególnie tych z RTV i AGD, którzy w całości opierają się na imporcie towarów, podnoszą ceny, twierdząc, iż sprowadzenie towarów stało się bardziej kosztowne. Podwyżki sięgają 20%. Również ceny samochodów poszły w górę – od 15 do 20%. Według rządu, działania te opierają się na spekulacjach i są nieuzasadnione, a w dodatku antypatriotyczne. Wystosowano ponad 30 sankcji w celu ukarania sprzedawców.

Problemem jest również wzrost cen energii elektrycznej, szacowany na 45% w stosunku do poprzedniego roku. Około 70% energii pozyskiwanej z zagranicy jest kupowane przez państwo poprzez spółki z wkładem publicznym, Enarsa i Cammesa. Konieczność kupna energii elektrycznej jest jednym z głównych źródeł odpływu argentyńskich rezerw.

Według dwóch ekonomistów argentyńskich, Sergio Faresa i Matíasa Carugattiego, sytuacja ekonomiczna kraju jest „bardzo delikatna”. Zwracają oni uwagę na problem rezerw argentyńskiego banku centralnego – w 2011 roku wynosiły one 47 821 milionów dolarów, obecnie jedynie 28 520 milionów, ponadto jedynie 8% z nich ma pokrycie w złocie. Ekonomiści twierdzą także, iż podana wartość netto rezerw jest znacznie niższa, gdyż wliczono w nie m.in. pożyczki od innych banków centralnych oraz depozyty w dolarach, które należą do oszczędzających obywateli, a nie do państwa.

Z kolei prezes banku Santander Emilio Botín sytuację w Argentynie określa jako „epizod niestabilności” i uważa, że nie zmieni on sytuacji państwa, którego gospodarka jest silna. Uzasadnia to „akceptowalnym” rozwojem ekonomicznym w ubiegłym, małym zadłużeniem sektora prywatnego oraz niskimi wskaźnikami bezrobocia. Botín przytacza również rekordowe wyniki rolnictwa według danych na rok 2014.

W celu walki ze spadkiem wartości peso, rząd niespodziewanie podjął decyzję o zliberalizowaniu polityki dotyczącej nabywania dolara i zezwolił na jego kupno osobom fizycznym. Dzięki tej decyzji, osoby zarabiające miesięcznie przynajmniej dwukrotność płacy minimalnej (czyli 7,2 tys. pesos – ok. 900 dolarów według oficjalnego kursu) będą mogły kupić amerykańską walutę za 20% swoich deklarowanych dochodów, jednak nie przekraczając kwoty 2 tys. dolarów. Zakupiona waluta nie będzie wydawana w gotówce, ale przesyłana na konto. Jeśli jego właściciel zdecyduje się na wypłatę przed upływem roku, jego oszczędności zostaną obłożone 20% podatku. Uniknąć tej opłaty można umieszczając gotówkę na rachunku oszczędnościowym lub na lokacie.

Premier Argentyny, Jorge Capitanich, i minister gospodarki, Axel Kicillof, zorganizowali serię spotkań z właścicielami sklepów i udało im się osiągnąć porozumienie. Na konferencji prasowej ogłoszono, że wiele firm zobowiązało się cofnąć podwyżki i powrócić do cen sprzed 21 stycznia, kiedy to zaczęła się dewaluacja argentyńskiej waluty narodowej. W przypadku przedsiębiorstw zajmujących się sprzedażą sprzętu RTV i AGD, ustalono limit wzrostu cen, który ma wynieść 7,5%.

Portal gazety El País zwraca uwagę, że po porażce w wyborach parlamentarnych z 27 października, Cristina Fernández podjęła szereg znaczących decyzji. Ze sceny politycznej zszedł Guillermo Moreno, odpowiedzialny za fałszowanie danych dotyczących wzrostu ekonomicznego i inflacji, którego zastąpił młody i przebojowy Alex Kicillof. Udało się osiągnąć porozumienie z Repsolem, hiszpańskim przedsiębiorstwem zajmującym się przetwórstwem ropy naftowej i gazu ziemnego w sprawie rekompensaty za wywłaszczenie oraz nominowano nowego prezesa Rady Ministrów, Jorge Capitanicha, który otrzymał pozwolenie na organizację codziennych konferencji prasowych. Pozwolenie na spadek wartości peso to także jedna z nich. Według anonimowego ekonomisty związanego z Buenos Aires to działanie ma na celu przybliżenie oficjalnych wskaźników inflacji do rzeczywistego poziomu.

Większość działań rządu przyjmuje się na razie sceptycznie, określane są one jako zbyt późne lub mało efektywne. Ekonomiści podkreślają konieczność współpracy między rządem, opozycją i przedsiębiorcami w celu podjęcia głębokich przemian strukturalnych w gospodarce argentyńskiej. Obecny klimat w państwie nie sprawia jednak wrażenia, iż dialog między tymi grupami jest możliwy w najbliższej przyszłości.

Źródła: artykuły na stronach americaeconomia.com oraz economia.elpais.com

0 thoughts on “Argentyna: powtórka z kryzysu?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *