Po raz pierwszy od ponad 10 lat Boliwijczycy powiedzieli “Nie” swojemu prezydentowi. Ostateczne wyniki referendum, które odbyło się w ubiegłą niedzielę 21 lutego, wskazują, że przeciwko zmianie konstytucji opowiada się 51,3% głosujących, a za nią 48,7%. Oznacza to, że Evo Morales przestanie rządzić Boliwią w 2020 roku.
Od 2006 roku, kiedy po raz pierwszy wygrał wybory prezydenckie, Evo Morales stał się nie tylko twarzą Boliwii na zagranicznej scenie politycznej, ale także nadzieją wielu mieszkańców pochodzenia rdzennego na poprawę swojego losu. W kraju, w którym 41% obywateli to ludność rdzenna, dopiero dziesięć lat temu doczekała się ona swojego prezydenta: Morales przynależy do grupy Ajmara, która wspólnie ze społecznością Keczua stanowi najliczniejszą grupę etniczną.
Utrzymujący się przez dziesięć lat entuzjazm pozwolił Moralesowi uwierzyć, że jest niezastąpiony i zaczął on marzyć o przedłużeniu swojej prezydentury – zgodnie z boliwijską konstytucją, prezydent może urzędować maksymalnie przez trzy kadencje z rzędu, zatem za cztery lata będzie on musiał opuścić pałac prezydencki przynajmniej na 5 lat. Wysokie poparcie w ostatnich wyborach (wygrał otrzymując 60% głosów) sprawiło, że referendum w sprawie zmiany konstytucji wydawało się być jedynie formalnością. Co więc zawiodło?
Jak zwykle, w takich przypadkach politycy popełniają grzech pychy. Ale sama pycha nie wystarczy, aby przegrać referendum. Kiedy jeden obóz polityczny utrzymuje się zbyt długo u władzy, wśród społeczeństwa zaczyna zapadać znużenie, a instytucje publiczne kostnieją. Wraz z niezatapialnym prezydentem utrzymują się także tysiące urzędników różnego szczebla, niechętnych do oddania swoich przywilejów i coraz bardziej podatnych na korupcję.
Przed referendum Boliwią wstrząsnęły dwie dość głośne afery. Pierwszą z nich były malwersacje finansowe w Funduszu na rzecz Indian, z którego wyprowadzono znaczną sumę pieniędzy. Oskarżonych o to jest łącznie ponad 200 osób, w tym prominentni działacze Ruchu na rzecz Socjalizmu (MAS), politycznej kolebki Moralesa. Druga natomiast to sprawa preferencyjnych kontraktów rządowych, opiewających na ponad 500 mln dolarów, powierzonych chińskiej firmie CAMC Engineering Co., której dyrektorem handlowym na Boliwię jest była partnerka Moralesa, Gabriela Zapata.
Obydwie sprawy rozsierdziły Boliwijczyków, którzy coraz częściej zaczynają wątpić w cudotwórcze zdolności Moralesa i odczuwają nierówności ekonomiczne w porównaniu do innych krajów. Pomimo, iż za rządów Evo zarówno płace, jak i PKB wzrosły znacząco, to na tle innych krajów kontynentu Boliwia nadal pozostaje w ogonie. Ponadto ostatnie spadki cen ropy naftowej i, co za tym idzie, gazu ziemnego sprawiły, że do Boliwii spływa coraz mniej pieniędzy.
Opozycja nadal jest słaba i nie jest jeszcze w stanie wygrać zdecydowanie z Moralesem, ale wyniki referendum wskazują wyraźnie, że Evo wcale nie jest tak niezatapialny, jak sądził. Po ogłoszeniu oficjalnych wyników, prezydent Boliwii przyjął je do wiadomości i obiecał, że je uszanuje, ale przyznał jednocześnie, że przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny i że walka nadal trwa.
Źródła:
http://www.eltiempo.com/mundo/latinoamerica/evo-morales-reconoce-derrota-en-referendo/16519073
http://www.eltiempo.com/opinion/editorial/el-referendo-de-evo-editorial-el-tiempo-23-de-febrero-de-2016/16517610
http://www.bbc.com/mundo/noticias/2016/02/160205_exnovia_evo_morales_bolivia_vs