Pustynia solna Uyuni

Jednym z ewenementów Ameryki Południowej jest położona na południu Boliwii pustynia solna Uyuni, największa tego typu formacja na świecie o łącznej powierzchni 10582 kilometrów kwadratowych1. Miejsce to zawsze było istotne dla gospodarki, najpierw ze względu na wydobywaną tam sól, a obecnie przede wszystkim dlatego, że rokrocznie odwiedzane jest przez 60 tysięcy turystów.

Moja przygoda z tą pustynią rozpoczyna się w La Paz, gdzie po rozlicznych przemyśleniach i kombinacjach znalazłem sposób odwiedzenia położonego 730 kilometrów na południe solniska, dysponując tylko jednym dniem. Około godziny dziewiętnastej pojawiam się na dworcu, który wydaje się być połączeniem widoku bazaru z odgłosami dżungli. Reprezentanci firm przewozowych przekrzykują się niczym przekupki, zachwalając proponowane przejazdy: do Cochabamby, Oruro, Potosí i wielu, wielu innych miast. Wyją przy tym tak niemiłosiernie, że nietrudno nabawić się migreny, jednak po kilku minutach umysł przyzwyczaja się do nieustających krzyków. Po jakichś sześćdziesięciu minutach rusza autobus, który do Uyuni jechać będzie przez całą noc przez drogę dziurawą jak szwajcarski ser.

Uyuni 1

Przed świtem docelowe miasteczko wygląda jak z westernu. Na ulicach nie widać żywego ducha, a wiatr przerzuca tumany pyłu po niewyasfaltowanych uliczkach. Przychodzi mi czekać kilka godzin do momentu, w którym jeep zabierze mnie i pozostałych kilkoro podróżników na pustynię. Schronienie znajduję więc w niewielkiej garkuchni, gdzie pośrodku stoi przedpotopowy piec i zachęca do ogrzania się po kilkuminutowym spacerze w niesamowitym zimnie.

Uyuni 2Po jakimś czasie informują nas, że wycieczka ma opóźnienie. Nic nowego, zdążyłem się już przyzwyczaić. W Ameryce Łacińskiej wszystko ma opóźnienie. Czekam, czekam… dopytuję się, czy uda się kiedyś wyruszyć. Nie wiadomo, bo dziś są wybory do lokalnego komitetu obywatelskiego, możliwe więc, że w ogóle nas nie wypuszczą z miasta.

W końcu jednak okazuje się, że wyjeżdżamy, a szofer będzie robić za przewodnika. Zatrzymujemy się najpierw na Cmentarzysku Pociągów otoczonym wielkim wysypiskiem śmieci. Naprawdę boli widok, że nawet w takim miejscu nie udało się uniknąć zanieczyszczenia. Dawniej Uyuni było węzłem kolejowym, skąd odjeżdżały pociągi wożące sól do Antofagasty. Dziś żaden z nich nie byłby już w stanie nigdzie pojechać, wszystko zżera rdza.

Uyuni 3

Udajemy się do malutkiej wioski na piaszczystej pustyni, gdzie kierowca wręcza miejscowej kobiecie surowego kurczaka. Potem wiezie nas do muzeum soli. Wokół pasą się stadka lam i alpak. Jak się okazuje, po jakimś czasie wrócimy pod dom mieszkanki wsi, skąd zabierzemy przygotowany już obiad. W miejscu, w którym piasek zanika, a pojawia się biała po horyzont powierzchnia, usypane są solne kopczyki. Jedynie w tamtym miejscu sól nadaje się do wydobycia, a jako że płynie tam też podziemna rzeka, budowanie takich stożków jest najłatwiejszą formą osuszenia minerału, by mniej ważył. Spędzamy dzień, podziwiając widoki nie z tego świata. Miejsce to jest rajem dla fotografów, gdyż jest tak płaskie, że można bawić się perspektywą i robić różne kreatywne zdjęcia.

Uyuni 5

Wracam do miasteczka po południu. Zdecydowanie już ożyło, a po długich poszukiwaniach udaje się nawet znaleźć kafejkę internetową, w której w cenniku widnieje nawet opłata za naładowanie aparatu. Ku mojej wielkiej uldze w Uyuni są też miejsca, w których za parę złotych można wziąć prysznic. Problem zaczyna się jednak, gdy okazuje się, że nie działa zimna woda, a ze słuchawki leci wrzątek. Po długich walkach z wodą udaję się do garkuchni na kolację – dwa dania z napojem za równowartość jakichś dwóch złotych. Wieczorem wsiadam w ulubiony autobus powrotny do La Paz, na którym Joanne Rowling oparła chyba swojego Błędnego Rycerza.Uyuni 6

Dodatkowe informacje praktyczne:

  • Jeśli ma się do dyspozycji więcej czasu, warto wykupić wycieczkę trzydniową z noclegiem na pustyni i wizytą w przepięknych lagunach.
  • Obowiązkowo należy pytać się o ceny wycieczek w kilku miejscach, a nawet targować się, gdyż Boliwijczycy bardzo chętnie żerują na asymetrii informacji. Gwarantuję, że w pięciu różnych agencjach turystycznych za tę samą usługę usłyszymy pięć różnych cen, a różnice między nimi będą znaczące. Bilety autobusowe najlepiej kupić na dworcu, by nie płacić prowizji biurom.
  • Warto zabrać krem z filtrem i okulary. Raybany kupione w La Paz za kilka złotych z bardzo dużym prawdopodobieństwem złamią się już następnego dnia.

Tomasz Smukowski

1 Encyclopaedia Britannica.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *