Elicura Chihuailaf – błękitna dusza ponad rzeką słów

Krawędzie świata mają to do siebie, że magia trzyma się ich kurczowo. Nad przepaścią Nowego Kontynentu, tam, gdzie u zarania dziejów Ten-Ten i Can-Can zwarli się w uścisku o charakterze orogenezy, na styku dzisiejszego Chile i Argentyny, wiodło życie plemię, które konkwistadorzy ochrzcili mianem Mapuczów. Okryci z niebios haftowaną szatą, srebrnym i złotym przetykaną światłem, kroczyli przez wieki wyzuci z pióropuszy, zdobiąc skronie jedynie szeregiem srebrnych krążków. Gdybyśmy na chwilę udali, że nie wiemy, iż nic na świecie nie dzieje się przez przypadek, za czarowną koincydencję moglibyśmy uznać dzień, w którym pewien narcystyczny Indianin spojrzał zuchwale w swoje odbicie rysujące się wątłą kreską na tle srebrnej blaszki. Przyuważył to bezimienny gringo, którego rodzina historię pyszałkowatego Mapucza przekazywała sobie z pokolenia na pokolenie. Los chciał, że praprapraprawnuczę najeźdźcy projektowało wzór nowej monety, umieszczając na niej rysy Indianina sprzed wieków. Potomek tego Indianina, karmiony słowem i rytmem częściej niż mlekiem, postanowił oddać się poezji.

Elicura Chihuailaf, prawdopodobnie jeden z najważniejszych piewców mapudungunu od czasu jego alfabetyzacji i, co w ogóle nie ulega wątpliwości, najszerzej rozpoznawany etnopoeta Chile, przyszedł na świat w oddalonym o bez mała 80 kilometrów od Temuco Quechurehue, w południowej Araukanii. Nazwa „mapudungun” odnosi się do tubylczego języka Mapuczów i oznacza dosłownie „mowę ziemi” (od mapu – ziemia i dungun – mowa). Prawem urokliwej polifonii, nasz poeta nosi nazwisko, które semantycznie (Elicura – map. „przezroczysty kamień”, Chihuailaf – map. „mgła rozciągająca się nad jeziorem”) odsyła nas do Wojaczkowej „Anielskiej duszy Keatsa ponad wodą snu”, wyśmienicie sygnalizując oniryczno-mitologizujący charakter przestrzeni jego poezji. Wychowany w kontekście wysyconym wierzeniami, kulturą i tradycją Mapuczów, w swoich kompozycjach wyraźnie inspiruje się estetyką literatury oralnej i indiańską kosmowizją. Znajduje tutaj swój wyraz świadomość namacalnej funkcjonalności słowa, tak charakterystyczna dla myślenia magicznego ludów pierwotnych: słowo urasta do rangi nie tyle motoru działania, co wręcz przeistacza się w jego ekwiwalent. Przestrzeń snu, tak częsta w twórczości Chihuailafa, stanowi metafizyczny wymiar obcowania z duchami przodków, w którym barwa błękitna symbolizuje przyjście na świat pierwszego wolnego ducha. Świadomość międzygeneracyjnego dziedzictwa styka się tu z transgresją podmiotu, którego aktywność wpływa na kształt przyszłości.

Błędem byłoby uważać poezję Elicury za wyłączną próbę rekopilacji i mimetycznego odzwierciedlenia tradycji ojców: wyjątkowość jego twórczości wyrasta z faktu, że język i wierzenia są dla niego punktem wyjścia i pryzmatem, przez który on sam interpretuje aktualny świat. Mapudungun i kosmowizja Mapuchów nie są w jego utworach egzotycznym reliktem, ale przestrzenią realnego postrzegania rzeczywistości i opracowywania tego doświadczenia.

W społeczeństwach niepiśmiennych oralni twórcy pełnili funkcję performatywnych kronikarzy dziejów ludu, koncentrowali wokół siebie społeczność złaknioną wiedzy otrzymanej w schedzie po przodkach, za pośrednictwem literatury wchodzili w bezpośrednią interakcję z odbiorcą, czyniąc z poezji nie tyleż strukturalnie przyjemną kompozycję, co akt społecznego działania. Szalenie symboliczne stają się w tym kontekście rewitalizacja i propagowanie kultury Mapuczów właśnie za pośrednictwem pisarstwa. Być może samo pojęcie rewitalizacji pobrzmiewa zachodniocentryczną naiwnością graniczącą z wygodną ignorancją, bo czyż stroniący od tłumu, relatywnie ekscentryczny jegomość wymaga resuscytacji i pomocy medycznej, czy raczej zapoznania z pozostałymi uczestnikami przyjęcia? Deprecjacja kultury indiańskiej sięgająca ustanowienia stosunku dominacji chrześcijańskiego świata litery nad autochtoniczną tradycją opartą na politeizmie i przekazie ustnym, warunkowała uwewnętrznienie nieuświadomionego modelu hierarchii, który przyczynił się do wyparcia sztuki i obyczajów Mapuczów z głównego nurtu artystycznego Chile, nie powodując przy tym ich regresji czy dekadencji, ale raczej względną izolację.

Literacki debiut Chihuailafa przypada na początek lat osiemdziesiątych i rozpoczyna w Chile epokę określaną przez krytykę mianem „etnopoezji” lub „poezji etnokulturowej”. Nurt ten przyczynił się do otwarcia kanału ekspresji wyrosłej na gruncie niesłusznie spychanej na margines, złożonej i bogatej kultury stanowiącej integralną część chilijskiego dziedzictwa. Należy tutaj zaznaczyć, że twórczość Elicury daleka jest od hermetyzmu i otwiera się na międzykulturowy dialog.

Jak to zwykle z literatami zaangażowanymi bywa, Chihuailaf parał się szeregiem aktywności o charakterze kulturowym. Od pierwszej publikacji musiała upłynąć dekada, nim wraz z Jaime Valdivieso udało mu się zorganizować kongres poświęcony próbie konfrontacji i poszukiwaniu płaszczyzn interakcji pomiędzy mapuczańskimi i chilijskimi poetami: Zugutrawn, reunión en la palabra. Primer encuentro de poetas chilenos y mapuches. Autor prowadził dwujęzyczne czasopismo poświęcone sztuce Kallfvpllv/Espíritu Azul i podjął się przełożenia na mapudungun utworów dwóch znamienitych twórców chilijskich: Pabla Nerudy i Victora Jary.

Borges napisał kiedyś, że w świecie zbudowanym ze skończonej liczby atomów podlegających skończonej liczbie permutacji świat musi się powtórzyć, ale finalizację tego przypuszczenia, jak to mają w zwyczaju ludzie Zachodu, zasiał na horyzoncie odległej przyszłości. W świecie, gdzie wegetująca roślinność pulsuje energią Ñuke Mapu, a czas śni, że śnimy o nim śniącym nas, w cyrkularnym wirze jak na karuzeli z Madonnami krążą słowa, które stoją murem przeciw wtórnej subiektywizacji przemian srebrnego miesiąca. Słowa, które nie wymagają metaforyki, bo nie utraciwszy związku ze swoją pierwotną referencją, samym napowietrznym drżeniem potrafią pobudzić pulsowanie makrokosmosu. Dwujęzyczne wiersze wysycone kosmowizją Mapuczów zwykły być przez krytykę postrzegane jako przepustka do bramy strzegącej tajemnic chilijskiego ludu, ale wydaje się, że jest to wizja rozmijająca się z rzeczywistością. Za poetą przychodzi nam stwierdzić, że nikt nie jest w stanie odnaleźć klucza, który wcale nie został zgubiony.

A. Śmierzchała

 

Klucz, którego nikt nie zgubił

Poezja nie ma znaczenia
Mówią mi
A w lesie drzewa tulą się czule
do swych błękitnych korzeni
A ich gałęzie wprawiają w drżenie powietrze
by wraz z ptakami powitać Krzyż Południa
Poezja płynie z głębi szeptem zamordowanych
Wieścią niesioną przez jesienne liście
Strapieniem nad młodzieńcem
który zachował język
ale zgubił duszę
Poezja, poezja jest gestem
snem, pejzażem,
uszami najdroższa, tą melodią
I milczę już, bo nikt nie odnajdzie klucza,
który nigdy nie został zgubiony.
A poezja jest pieśnią moich Ojców
zimowym dniem, który roznieca i gasi
moją własną melancholię.

tłum. A. Śmierzchała