6. Combi do celu?

11124454_10204503404806554_1009331141_n
Foto: atv.pe

Gdy turysta przybywa do Limy i po raz pierwszy usiłuje skorzystać z publicznego transportu, zazwyczaj przeżywa szok. Po pierwszej przejażdżce miejskim busem z przerażeniem stwierdziłam, że nie wiem, o co tutaj chodzi, nigdy nie będę w stanie sama poruszać się po tym mieście i przez najbliższe miesiące nie opuszczę swojej dzielnicy. Po kilku dniach prób i błędów z chaosu wyłonił się porządek i odkryłam, że po Limie da się przemieszczać. Bardzo szybko (zwykle aż do przesady) i bardzo tanio. Przed pierwszą podróżą warto być jednak gotowym na kilka niespodzianek.

W rytmie salsy

Na pierwszy rzut oka transport w Limie to jeden wielki chaos. O rozkładach jazdy, planach tras i cennikach biletów możemy zapomnieć. Tutaj wszystko odbywa się spontanicznie i zależy od szczęścia, korków na drogach i dobrej woli kierowcy. Po mieście najłatwiej (jak już opanujemy stosowną taktykę) poruszać się autobusami i małymi busami – combi. Przejażdżka taka niemal zawsze jest przygodą. Busy mkną po mieście z zawrotną prędkością, z ich okien bądź rzadko zamykanych drzwi wychylają się cobradores – pomocnicy kierowcy, wykrzykujący nazwy kolejnych przystanków. Z głośników na cały regulator gra muzyka. Istnieje tu nawet pewna prawidłowość: w combi zazwyczaj możemy pobujać się do tanecznych, latynoskich rytmów, podczas gdy w większych autobusach częściej rządzą stare, amerykańskie przeboje. Na pokładzie pojazdu można też śpiewać, więc podróż przebiega zwykle w radosnej atmosferze.

Cobrador

Foto: publimetro.pe
Foto: publimetro.pe

Kierowcom combi zwykle towarzyszy pomocnik, cobrador. Odpowiada głównie za pobieranie opłat od podróżujących, ale to tyko niewielka część jego obowiązków. Podczas gdy kierowca mknie limeńskimi ulicami, nie zwracając uwagi na nic prócz kilku metrów jezdni przed sobą, cobrador pełni rolę biletowego, informacji, naganiacza klientów, bocznego lusterka i kierunkowskazu. Wykrzykuje nazwy kolejnych ulic na trasie pojazdu, przekonuje wszystkich, że właśnie tego autobusu potrzebowali, informuje kierowcę, czy może ruszać, czy powinien jeszcze stać, bo ktoś wsiada bądź wysiada. Gdy autobus skręca, cobrador, wymachując ręką przez okno, powiadamia o tym pozostałe samochody. Czasem, na czerwonym świetle, wyskakuje z pojazdu, by zrobić małe zakupy i zaopatrzyć się w przekąski bądź tabloidową prasę dla kierowcy. Gdy wydaje się, że w samochodzie nikt więcej już się nie zmieści, cobrador, nie znosząc sprzeciwu, wydaje polecenia, kto i gdzie ma się przesunąć i zaprasza na pokład kolejnych pasażerów.

Wsiadanie

Foto: lamula.pe
Foto: lamula.pe

To, że jakieś miejsce uznawane jest za przystanek autobusowy, niekoniecznie oznacza, że można spokojnie na nim stanąć i poczekać na właściwy samochód. Czas to pieniądz i kierowcy w Limie nie lubią go tracić na stanie w jednym miejscu, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Stojąc na przystanku, należy być w ciągłej gotowości i na widok właściwego pojazdu, natychmiast zacząć energicznie machać. Jeśli kierowca nie zauważy wystarczającego zainteresowania swoimi usługami, po prostu pojedzie dalej. Dość często zdarza się też, że autobus zatrzymuje się 30 metrów przed/za właściwym przystankiem, dlatego zamiast stać w jednym miejscu, pasażer powinien być zawsze gotowy do biegu. Podczas biegu nie należy zapominać o machaniu, najlepiej jednocześnie nawiązując kontakt wzrokowy z cobradorem.

Czy dojadę do celu?

Nie zawsze. Gdy za pierwszym razem w połowie trasy cobrador ogłosił, że muszę wysiąść, bo on jednak dalej nie pojedzie, próbowałam protestować. Gdy spotkało mnie to po raz trzeci, nawet nie byłam zdziwiona. Ponieważ większość busów w Limie należy do prywatnych przewoźników, których dochód uzależniony jest od ilości pasażerów, czasem stwierdzają oni, że dalej po prostu nie opłaca się jechać. Dwóch pasażerów nie warto dowozić na miejsce, dlatego ostatni na pokładzie mogą zostać wysadzeni w najmniej oczekiwanym miejscu, zdani na łaskę kolejnych samochodów. W ramach rekompensaty zwykle zwraca się w takiej sytuacji pół sola, więc nie należy zbytnio narzekać. Czasem zdarza się też, że z powodu korków kierowca zmienia trasę pojazdu, można więc dojechać niekoniecznie tam, gdzie się planowało, ale za to bez zbędnych przestojów.

Komfort jazdy

Foto: peru21.pe
Foto: peru21.pe

Bywa wątpliwy. Jazda zatłoczonym combi dla osób o wzroście powyżej 1,60 m to przeżycie dość traumatyczne. Jedziemy zgięci wpół, z głową wbitą w sufit, nie mając nawet możliwości, by spojrzeć przez okno i zobaczyć gdzie jesteśmy. Cała nadzieja, że wysiądziemy na właściwym przystanku spoczywa w cobradorze, który pilnuje, by nikt nie przejechał więcej niż z góry opłacił. Z każdej strony napierają na nas inni pasażerowie, ponieważ jedną z cudownych właściwości combi jest to, że zawsze zmieści się do nich kolejna osoba. Często panuje tu ścisk i zawsze jest głośno. Co chwilę wsiada też ktoś, kto ma interes do pozostałych pasażerów: od sprzedawców lodów, przez żebrzących, wykrzykujących całą historię swego życia, po ludzi z misją, usiłujących nawrócić współpasażerów. W combi, w zależności od dnia kupić można breloki do kluczy z figurkami świętych, cążki do paznokci, szarlotkę, gumy do żucia, bananowe chipsy… i prawdopodobnie wiele, wiele więcej.

Na koniec, by nie zniechęcać, muszę jednak podkreślić, że z tak zorganizowanym transportem niemal każdy dzień jest nową przygodą, a satysfakcja z dotarcia do celu wynagradza wszelkie niedogodności. Narzekam, ale szczerze lubię moje codzienne zmagania z limeńskim transportem.

Foto: blogs.peru21.pe
Foto: blogs.peru21.pe

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *